Wstajemy wcześnie, chcąc być gotowi do podróży jeszcze zanim pogranicznicy na dobre zaczną swoją pracę. Bojak i Muchtajułan zaparkowali swoją Toyotę przed bramą graniczną, między innymi samochodami, by dziś jak najprędzej dostać się do Mongolii. Nie byli jedynymi, którzy tak postąpili. Przed przejściem granicznym wyrasta coś w rodzaju ulicznego korka. Klaksony trąbią, jeden przez drugi! Kierowcy wykonują autami niebezpieczne manewry, by dostać się jak najwyżej rosnącej wciąż kolejki! W takich warunkach bardzo łatwo o stłuczkę...
Bramy strzegące granicy rosyjsko-mongolskiej rozwierają się... Udaje się! Jako jedni z pierwszych przekraczmy przejście! "Welcome to Mongolia!" - śmiejemy się po ponad 2-godzinnej, monotonnej do znudzenia odprawie granicznej.
W Suche-Bator dołącza do nas ośmioletni synek Bojak i Muchtajułan'a. Teraz możemy swobodnie mknąć przed siebie, prosto do Ułan-Bator.
Mimo, że jedziemy jedną z nielicznych w tym kraju dróg asfaltowych, nie czesto mijamy inne samochody. Licznik Toyoty wciąż pokazuje ponad 100 km/h. Po obu stronach drogi rozciąga sie niesamowity widok zielonych, pustych łąk i wzgórz pokrytych trawą. Czasem tylko samotna jurta pojawia sie z nienacka przed oczami. Dla nas, europejskich dzieci, widok tak ogromnej, niezagospodarowanej, niemal niedotkniętej ludzką obecnością przestrzeni wywołuje nie tylko zachwyt, ale i... zdziwienie.
Po drodze do Ułan-Bator mijamy kilka innych "miast". Mniejsze nie różnią sie wiele od jurtowisk otoczonych płotem, z owcami i krowami błąkającymi sie po ulicach. Wieksze, z blokami i betonowymi domkami, bardziej przypominają te miasta, które znamy.
Bojak i Muchtajułan zabierają nas do restauracji, której właścicielem jest ich przyjaciel. Siadamy w loży dla VIP-ów, a wypełnione jedzeniem talerze podaje nam młody kelner, "wystrojony" jak fan muzyki j-rock. Śmiejemy sie pod nosem, gdy umalowanymi na czarno paznokciami próbuje rozedrzeć opakowanie zamówionego przez nas soku jabłkowego... Najadamy sie do syta, smakujemy po raz pierwszy mongolskiego piwa, a na koniec Muchtajułan oświadcza nam, że nie musimy za nic płacić:) Jesteśmy mu bardzo wdzięczni ;)
Wjazd do Ułan-Bator robi na nas piorunujące wrażenie! Nigdy jeszcze nie widzieliśmy, jak dwupasmowa droga rozrasta sie miejscami nawet w "kilkunastopasmowego" olbrzyma. Zasady ruchu gwałcone są tutaj na każdym kroku! Najzabawniejsze jest to, że pośrodku tego bałaganu stoi co jakiś czas kilku policjantów i... kieruje ruchem! Hmm...A może to wszystko ich sprawka ?! ;)
Bojak i Muchtajułan podwożą nas na ulicę, gdzie spodziewamy się znaleźć hostel, który przez polskich turystów odwiedzany jest najczęściej. Niedaleko klasztoru Gandan odnajdujemy "Gana's Guest House" (nocleg w 8-osobowym dormitorium 5000 Tugrików/os). Spotykamy tam Izę i Kamila, fantastycznych, młodych ludzi, którzy od kilku miesięcy podróżują motorem po Azji. Dołączamy do niewielkiej grupki innych podróżników i wszyscy razem wybieramy sie do koreańskiej restauracji na porządną kolację. Czas mija szybko, gdy słuchamy opowieści tych zwariowanych ludzi, a głodne brzuchy z wielką radościa wypełniają się ostrymi potrawami i dobrym piwem... ;)