Ułan-Bator to zupełne przeciwieństwo tego, czym jest dla nas Mongolia. W tym mieście ginie poczucie niekończącej się przestrzeni. Zamiast zieleni wszędzie obecny jest pył, który unosi, oplata ciało i dusi...! Niektórzy mieszkańcy Ułan-Bator zakrywają usta i nos maskami, by choć częściowo ochronić się przed wszędobylskim intruzem. Nam dopiero po kilkugodzinnym spacerze udaje sie do niego przyzwyczaić.
Główne ulice miasta, powleczone asfaltem, próbują pomieścić często zbyt wiele na raz samochodów, prywatnych mini-busów, autobusów. Tutaj toczy się prawdziwa i zażarta walka o pierwszeństwo, o jak najlepsze miejsce w tłumie pojazdów. Światła drogowe bywają ignorowane. Piesi przechodzą swobodnie nawet przez dwupasmową jezdnię, czasem "na dwa razy", więc widok ludzi stojących na środku drogi, pomiędzy pędzącymi samochodami, nie jest niczym niezwykłym.
Przy większych ulicach są chodniki, wysokie bloki, inne budynki z cegły, z częściowo szklanymi ścianami itd. Wszędzie roi się od guanz'ów- tanich, niekoniecznie czystych i czasem kiczowato wystrojonych jadłodajni, w których można kupić obiad za kilka złotych. Oczywiście są też droższe, eleganckie restauracje, piękne hotele, hostele, centrum handlowe...jak w każdym dużym mieście.
Kilka niedawno postawionych wieżowców i hoteli świeci pustką, czekając na wykończenie, gdzie indziej z kolei sterczą w towarzystwie dźwigów rusztowania przyszłych budowli. Tu i tam można dostrzec ślady nowych inwestycji. Miasto rośnie, rozwija się.
Pomiędzy większymi ulicami mnożą się te mniejsze, już nie tak okazałe. Zamiast potężnych budowli - jurtowiska otoczone wysokim płotem lub brzydkie, brudne blokowiska. Zamiast asfaltu - gruntowa droga pełna błota, gdy pada deszcz lub piasku i pyłu, gdy doskwiera upał.
Błąkamy się po Ułan-Bator wiele godzin, niemal cały dzień. Jesteśmy prawdziwą atrakcją dla niektórych mieszkańców miasta - najwyraźniej nie wszyscy przywykli do widoku zachodnich turystów. Tych z kolei przybywa do Mongolii z każdym rokiem coraz więcej. Są tego dobre i złe strony. Turyści zostawiają tutaj swoje pieniądze, stwarzają nowe możliwości zarobku. Jednak czasem na chodniku, przy większej ulicy, można spotkać dzieci siedzące z boku z szarymi kartonami, które na widok białego człowieka podrywają się i krzyczą: "Give money! Money!". Nierzadko okazuje się, że to jedyne słowa w języku angielskim, jakie znają.
Trudno jednoznacznie określić wrażenie, jakie wywarło na nas Ułan-Bator. Na pewno jest to miejsce niezwykłe, trochę jakby z innego świata. W której innej stolicy państwa można dostrzec jurtę miedzy blokami, a zaraz obok krowę i owcę spacerującą beztrosko po ulicy? I zapewne nie ma takiej drugiej doliny, w której położone jest Ułan-Bator. Za każdym razem podczas dzisiejszej wędrówki, gdy zmęczy nas miejski zgiełk i duszący pył, podnosimy wzrok nieco wyżej, ponad najwyższe budowle, a uśmiechy na twarzach znów powracają. Oto naszym oczom ukazują się zielone wierzchołki gór Chentej i Bogd Chan, które niczym starożytne mury strzegą z oddali granic miasta...;)