Godzina 21.05. Schronisko młodzieżowe w miejscowości Postojna. Słowenia.
Rozciągam się wygodnie na miękkim materacu. Oprócz mojego w pokoju są jeszcze dwa inne łóżka, z których na jednym wyleguje się Łukasz. Odpoczywamy tak dłuższą chwilę po kolejnym dniu pełnym wrażeń. Jak przyjemnie - wtulać twarz w poduszkę, rozprostować swobodnie nogi...
Niespodziewanie pod naszym oknem rozkwita głośna, pijańska dysputa, która z każdą minutą przybiera na sile, skutecznie uniemożliwiając zaśnięcie. Wodzę półprzytomnym już wzrokiem po ciemnoróżowej ścianie naszego pokoju. Niezrozumiałe okrzyki mieszają się ze snem, a w zmęczonej głowie kołacze się pytanie: co my tu robimy?
Wszystko zaczęło się przed dwoma dniami wczesnym letnim porankiem. "Najwyższy czas w drogę!" - stwierdził dziarsko Łukasz. W oka mgnieniu pędziliśmy już w kierunku Myśliborza i dalej, samochodem ciężarowym w towarzystwie wujka Edka, prosto do Strzegomia. Z niewielkimi trudnościami z dwójką kolejnych kierowców TIRów dotarliśmy w końcu pod Wrocław, a stamtąd za Kudowę-Zdrój, pod granicę polsko-czeską. Rozbiliśmy namiot niedaleko stacji benzynowej, za dużym krzakiem na skraju pastwiska.
Wkrótce nadszedł kolejny dzień a wraz z nim nowe znajomości z przypadkowo poznanymi kierowcami. Dojechaliśmy bez przeszkód do pierwszego ronda na obrzeżach Hradec Kralove (Czechy). Po krótkim spacerze utknęliśmy na dłuższą chwilę na niedużej stacji benzynowej. Tutaj otrzymaliśmy przykrą wiadomość - Krzysiek (pseudonim - Łysy), do którego lada dzień mieliśmy dołączyć, zrezygnował z dalszej podróży wkrótce po tym, jak został okradziony w Pradze. Pamiętam, że nie było nam łatwo pogodzić się z decyzją kolegi. W dodatku nie mieliśmy pojęcia, jak wydostać się z malutkiej stacji benzynowej na skraju miasta, obok której rozpędzone auta mknęły prędko przed siebie, nie bacząc na dwójkę autostopowiczów. Pojawiło się zniechęcenie..., jednak nie chcieliśmy, nie mogliśmy dać za wygraną!
W końcu pewien Czech, zaczepiony przez Łukasza, podwiózł nas kawałek za miasto, a stamtąd kolejny kierowca 20 km dalej do, jak to stwierdził, lepszego miejsca, wybuchając co chwila głośnym śmiechem na wspomnienia o swojej podróży autostopem przed kilkoma laty. Czekaliśmy "na okazję" na poboczu drogi wyjazdowej z Hradec Kralove i Pardubic. Czekaliśmy...
Ppuff... Ppuff... Kabina TIRa bujała się raz na prawo, raz na w lewo na wypełnionych powietrzem poduszkach, podczas gdy Piotrek snuł kolejną opowieść. "Na początku myślałem, że jesteście Czechami. Oni też często stoją na drodze i łapią stopa" - stwierdził nasz nowy kierowca. Czas biegł jak oszalały! Za chwilę dojeżdżaliśmy już do stacji benzynowej niedaleko granicy słowacko-węgierskiej.
Nocą przygarnął nas "do siebie" Gienek, góral rodem z Wisły, który całe życie mieszkał w tym samym miejscu, w tym samym domu, ale w czwartym już z kolei województwie. "Najpierw było stalingradzkie... a teraz jest śląskie!" - śmiał się, szydząc z urzędniczych humorów. Wypiwszy piwo z nowo poznanymi kierowcami, zakopaliśmy się w śpiworach na gienkowej naczepie ciężarowej, pomiędzy kołami tramwajowymi a żarzącym się wciąż specjalnym krążkiem, mającym odstraszyć słowackie komary. :)
"A tak cuchną Hungary!" - Gienek, jak wielu poznanych przez nas kierowców, narzekał na warunki panujące na Węgrzech. W tamtym momencie ciężko byłoby się nie zgodzić ze starym góralem, bowiem w kabinie długo jeszcze unosił się zapach dojrzewającego na słońcu gnoju. ;)
Przez radio CB Gienek zatrzymał dla nas kolejnego TIRa. Łukasz przesiadł się do przestronnej kabiny kierowcy, a ja do wygodnego sportowego auta pośród jeszcze kilku innych, które Robert wiózł do Włoch. "Madziary lubią organizować kontrole" - tłumaczył kierowca - "... a w kabinie oprócz mnie może jechać jeszcze tylko jedna osoba." Nie narzekałam, oj nie! W tle cicha muzyka, klimatyzacja, wygodny fotel, za oknem piękna, słoneczna pogoda... Który autostopowicz śmiałby narzekać? ;)
Polska, Czechy, Słowacja, Węgry i w końcu Słowenia! Robert zaprosił mnie do kabiny kierowcy tłumacząc znowu, że Słowenia to nie Madziary i tutaj nikt za bzdury (tzn. trzy osoby w kabinie TIRa) mandatów nie wlepia. Jechaliśmy dalej w trójkę, a głośna muzyka techno towarzyszyła nam przez większość podróży.
Blisko 1400 km, siedem ciężarówek, trzy samochody osobowe, dziesięciu tak różnych, ciekawych nas kierowców... i Postojna - pierwszy z wielu celów tegorocznej podróży.
Wodzę półprzytomnym wzrokiem po ciemnoróżowych ścianach wynajętego pokoju. Pijackie okrzyki mieszają się ze snem, cichną. Zmęczenie zwycięża. Zamykam oczy. Zapadam w sen, a kolorowy pokój rozpływa się... i znika...
[nocleg w schronisku młodzieżowym w Postojnej - 12 E/os (z legitymacją ISIC)]