Wylądowaliśmy we Frankfurcie nad Menem. Już za kilka godzin opuścimy Europę na dłużej. Yupii!!
Tymczasem z lekkim dystansem i uśmiechem na twarzach wspominamy kilka wyjątkowo zabawnych sytuacji sprzed dwóch dni, kiedy to na lotnisku uświadomiono nas o naszej fatalnej pomyłce.
Wciąż gościliśmy u Tomka – kolegi, z którym w zeszłym roku podróżowaliśmy autostopem po Bałkanach. Mimo, że tamtego dnia byliśmy niesamowicie zmęczeni i baaardzo niewyspani, przed odpoczynkiem trzeba było zadbać o wszystkie szczegóły dotyczące dzisiejszego lotu. Konieczne były kilkukrotne rozmowy telefoniczne z przedstawicielami linii lotniczych. I właśnie podczas jednej z takich rozmów wyczerpany Łukasz powiedział do miłej pani po drugiej stronie słuchawki:
-
Dzień dobry, chciałbym kupić samolot na bilet… eeee… który poleciał wczoraj…Na te słowa cała nasza trójka poderwała się z łóżek! Ja i Tomek wybuchliśmy panicznym śmiechem, Łukasz próbował się powstrzymać, więc czym prędzej czmychnął z pokoju, żeby nie ulec zbiorowej „głupawce”, jednak jeszcze przez chwilę sam śmiał się do słuchawki telefonu…! ;)
Kolejna rozmowa, kolejny bubel:
-
Chciałbym kupić bilet całodobowy na samolot… nie, nie, eee… to znaczy bilet do Cancún w jedną stronę!Podobnych sytuacji było jeszcze wiele, włączając bezcelowe plątanie się po mieszkaniu Tomka, problemy z wykonaniem bardziej skomplikowanych czynności, czy złożeniem dłuższego zdania. Potrzebowaliśmy odpoczynku.
Położyliśmy się wczesnym wieczorem. Przespaliśmy blisko 14 godzin. Po zmęczeniu i złych emocjach z tamtego dnia nie ma już prawie śladu, lecz los znów przypomniał nam, że nawet bardzo doświadczeni podróżnicy, potrafią popełnić najbardziej banalne błędy. Strzeżcie się bezgranicznej wiary we własną nieomylność!
Do zobaczenia w Meksyku! :)
Ewelina(
www.przebisniegi.com)