To był czas pełen leniwego wałęsania się z kąta w kąt. Odpoczynku po wielu długich dniach spędzonych na morzu. Ucieczki od bezustannej i bezowocnej próby zrozumienia, o co właściwie chodzi z tym latynoamerykańskim „mañana”?!
Nocą zrywaliśmy się ze snu, wystraszeni, a wszystko wokół wirowało! Bujało się jak na wściekłych, morskich falach czy karuzeli w wesołym miasteczku! Wirowało nam tak w głowie jeszcze przez ponad tydzień po zejściu z pokładu San Miguel!
Każdego ranka lub popołudnia wychodziliśmy na miasto, aby lepiej poznać stolicę Ekwadoru.
Raz udało nam się odwiedzić kilka muzeów w ramach tamtejszych „dni otwartych”. Szczególnie utkwiły nam w pamięci opowieści dwójki młodych chłopaków, którzy jako przewodnicy po Muzeum Narodowym, wyłożyli nam w ciekawy, czasem zabawny sposób najdalsze dzieje Ekwadoru.
Dłuższe spacery męczyły przez kilka pierwszych dni. Tej samej doby z poziomu 0 m n.p.m. wskoczyliśmy na prawie 3000 m n.p.m. i potrzebowaliśmy czasu, żeby przyzwyczaić się do wysokości, do chłodniejszych dni, do mroźnych nocy. W Quito właśnie kończyła się „zima”. Marzyliśmy o górach, wyrastających ponad miastem, o zielonych łąkach bez ludzi i ulicznego zgiełku, bez pośpiechu...
Zatrzymaliśmy się u Diego z
couchgsurfingu˟, który, jako że mięsa nie tyka, pokazał nam co nieco ze swoich kuchennych wynalazków. Były jadalne liście w smaku przypominające szpinak, papryka przypalana nad gazem, kanapki z awokado, oliwą, limonką i solą. Kilka dni później, gdy już przywykliśmy do gór i chłodu, pojechaliśmy razem za miasto, aby się trochę powspinać po skałach. Po raz kolejny przyszło nam spróbować czegoś zupełnie dla nas nowego! Który to już raz podczas tej podróży? ;)
Pewnego razu zajrzeliśmy na Stare Miasto w Quito. Kilka godzin spacerowaliśmy pomiędzy wysokimi, starymi budynkami, wzdłuż długich, ruchliwych ulic, nierzadko brukowanych. Naśladując miejscowych, przebiegaliśmy przez drogi wypchane głośnymi samochodami, autobusami, trolejbusami zawsze wtedy, gdy nadarzała się okazja do przejścia na drugą stronę ulicy! Mijaliśmy place – przestronne, otoczone pięknymi budowlami! W La Compañía de Jesús, uchodzącym za jeden z najpiękniejszych kościołów w całej Ameryce Południowej, aż kuły w oczy pozłacane ściany i figury świętych!
Na ścianie jednej z zabytkowych świątyń przeczytaliśmy duży, podniszczony już napis:
- NIE SIKAJ TUTAJ! TO DOM BOŻY!
… ;)
Na chodnikach gwar! Z wąskich bram lub brzydkich zaułków wystają tu i ówdzie stoiska z owocami, warzywami oraz tanie
comedory˟, z których bezustannie wydobywa się zapach gotowanych potraw. Smażone platany, fast foody, soki z trzciny cukrowej, mango w plastikowych torebkach po kilkadziesiąt centów. Orzechy, pestki dyni, papaja, arbuzy, mandarynki, jabłka – wszystko to znów w niedużych, plastikowych woreczkach. Gdzie wędrują niepotrzebne, zużyte już opakowania? Na drogę pod koła samochodów! Na chodnik! Pod nogi! Pani z długim, czarnym warkoczem, ubrana w kuchenny fartuch, wylewa na ulicę zawartość brudnego wiadra! A co robi mama zapłakanego dziecka, które musi do toalety?! Pomaga zdjąć mu spodnie i przystawia pupę do kamiennego, zabytkowego muru! Skręcamy w boczną uliczkę w drodze na przystanek autobusowy, a tam jakiś pan robi „pupu” na chodniku! Zapach dojrzałych owoców i gotowanej zupy miesza się z tym i owym z ciemniejszych zakątków zabytkowych ulic... W Quito na Starym Mieście dokucza nam SMRÓD! Smród ludzkich odchodów!!! Dosłownie!!! :(
Klimat oraz zapach Nowego i Starego Miasta w stolicy Ekwadoru jest inny. Diametralnie różny! Stare – kolorowe, ciekawsze... już wąchaliście. Nowe jest bardziej neutralne, zadbane, czasem monotonne i dużo nudniejsze od starego, jednak mniej drażni nozdrza, cieszy zielenią i dróżkami dla rowerów czy ludźmi spacerującymi po parku! W nowym mieszka ten, kogo na to stać – ten z grubszym portfelem, z lepszą pracą, z lepszym dyplomem. W starym gnieździ się cała reszta.
I ciężko nie zauważyć związku pomiędzy wszędobylskim smrodem w „starym Quito”, a ubogimi, często kolorowo ubranymi Ekwadorczykami w kapeluszach z ptasim piórem u boku, ze starymi kobietami o twarzach spalonych słońcem, wyrzucających to co niepotrzebne kilka metrów od swojego stoiska – prosto pod nóżki sąsiada lub spacerujące beztrosko sandały turysty! :/
Co tu dużo opowiadać?
Trudno odmówić tamtejszej starówce swoistego piękna, uroku, jednak...
... ciekawsze od Quito wydały nam się góry ponad miastem, a przy „aromatyzowanych” chodnikach na Starym Mieście, te przy centrum Szczecina, nierzadko „okupciane” przez domowe psy, przestają robić tak złe wrażenie! ;)
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz(
www.przebisniegi.com)
˟couchsurfing – strona internetowa, dzięki której można znaleźć użytkowników oferujących nocleg we własnym domu lub zaoferować darmowe zakwaterowanie, www.couchsurfing.org
˟comedor – tutaj: jadłodajnia, tania lokalna restauracyjka
INFORMACJE PRAKTYCZNE:koszt jednokrotnego przejazdu autobusem miejskim lub trolejbusem w Quito – 0,25 $/os
wstęp do La Compañía de Jesús na Starym Mieście w Quito – 3 $/os