"Szła dzieweczka do laseczka, do zielonego...ho,ho,ho... do zielonego..." - słowa tej piosenki budzą nas z odrętwienia, wywołują falę radosci, wdzięcznosci, ale i wzruszenia, gdy samotni posród tłumu obcokrajowców czekamy na wejscie na pokład samolotu linii AirBerlin. Ta grupa wesołych Polaków wyposażonych w jednakowe niebieskie koszulki i akordeon znajduje swój własny sposób na nudę, czym zaskakują wszystkich na lotnisku... i to zaskakują pozytywnie, bowiem jak przejsć obojętnie obok takiego pokładu energii, nieokiełznanej radosci??
Po prawie 3-godzinnym locie dochodzimy do wniosku, że jestesmy istotami nie tylko przywykłymi do poruszania się po stabilnym lądzie, lecz wręcz do tego stworzonymi!! :) Widok z okna na wszystko co pod nami z wysokosci kilku kilometrów, szybowanie w chmurach i ponad nimi robi duże wrażenie, ale z wielką radoscią witamy się z lądem na moskiewskim lotnisku Domodiedowo. Tutaj ogarnia nas lekkie "przerażenie", bowiem własnie w tym miejscu kończy się dokładnie zaplanowana podróż i zaczyna wielka niewiadoma. Nie mamy pojęcia co dalej! Jak dostać się do centrum Moskwy (lotnisko znajduje się około 80 km od centrum)? Gdzie spędzić najbliższą noc? Jak porozumieć się z tutejszymi mieszkańcami (nasza znajomosć języka rosyjskiego pozostawia wiele do życzenia)? Podpatrujemy innych pasażerów naszego samolotu, pakujemy bagaże na metalowy wózek i ruszamy za tłumem w kierunku wyjscia z lotniska. Poza masywnymi scianami wita nas piękna, słoneczna pogoda, jeszcze większy tłum miotających się we wszystkie strony ludzi i prawdziwy rój taksówek, autobusów, busów. Toczymy nasz wózek wzdłuż placu, lecz wkrótce zatrzymujemy się, by obejrzeć mapę Moskwy i rzucić okiem na nasz przewodnik. Dokąd teraz? Nie musimy długo czekać na odpowiedz. Po chwili podchodzi do nas pewien Rosjanin i pokazując na jeden z autobusów mówi, że tak najłatwiej i najtaniej dostaniemy się do centrum miasta (60 rubli/os. 1rub=9groszy). W ten własnie sposób poznajemy Alexa, młodego pracownika lotniska, który staje się naszym przewodnikiem po moskiewskim metrze-prawdziwym podziemnym molochu, liczącym około 280 km tuneli. Ten sposób lokomocji wybiera tutaj każdego dnia ponad 10 mln ludzi. Prawdziwe morze istnień, w którym łatwo utonąć... i przepasć!
Alex nie za dobrze posługuje się językiem angielskim, więc aby nam pomóc jak najlepiej dzwoni kilka razy do swojej dziewczyny, która wysyła do niego smsy (po angielsku) z interesującymi nas informacjami. Z naszym przewodnikiem rozstajemy się na ostatniej stacji wymieniając się adresami e-mail i numerami telefonów. "To na wypadek, gdybyscie mieli jakies kłopoty w Moskwie" - Alex i jego dziewczyna zawsze służą pomocą :)
Na ulicy Arbat odnajdujemy hostel "Home from home". Nie ma tam już wolnych miejsc, więc wracamy na stację metra. Na szczęscie to nasza ostatnia podróż dzisiejszego dnia. Jestesmy już wyczerpani! Ciężar przeładowanych plecaków doskwiera nam coraz bardziej, a wszędobylski tłum męczy do granic możliwosci! Odnajdujemy ulicę Malaja Poljanka, gdzie znajduje się drugi hostel "Camelot". Moskwa to bardzo drogie miasto. Za 700 rubli za dobę dostajemy miejsca w 8-osobowym pokoju. Jest tutaj schludnie, wygodnie, mamy dostęp do Internetu, kuchni i łazienki. To nam w zupełnosci wystarcza :) W naszym pokoju poznajemy młodego Czecha, który za kilka dni wybiera się koleją transsyberyjską do Władywostoku, a potem do Mongolii. Kto wie, może przewrotny los znów zetknie ze sobą nasze drogi? Tym razem w Ułan Bator... ;)