Najbliższy cel – Tarapoto w północno-wschodniej części Peru.
Którędy?
Na południu Ekwadoru znajdują się trzy przejścia graniczne. Z mapy wyczytaliśmy, że najkrótsza droga z Cuenca do Tarapoto wiedzie przez Zumba, tym najbardziej wysuniętym na wschód. Przy wyborze środkowego przejścia (Macará) czekałaby nas jeszcze kilkugodzinna wyprawa do Loja, kolejnego turystycznego miasta w Ekwadorze. Najdalej do Tarapoto mielibyśmy przez Huaquillas, położonym niedaleko Pacyfiku, na południowo-zachodnim krańcu Ekwadoru.
Najbardziej czasochłonną i najdroższą opcję, przez Zumba, odrzuciliśmy niemal od razu. Do Loja jechać nie mieliśmy najmniejszej ochoty, zmęczeni miejskim gwarem. Huaquillas? Paradoksalnie najdłuższa droga okazywała się być najmniej czasochłonną i najtańszą. Pamiętam jednak, jak wystraszeni czytaliśmy o tamtejszym przejściu granicznym! O bandytach, napadający podróżnych z bronią w ręku! Zamaskowanych! Bezwzględnych! O hordach natarczywych naganiaczy! Oszustów! Złodziei! „Co to za miejsce, do diabła?!” – pytaliśmy siebie nawzajem.
Na dworcu autobusowym w Cuenca zupełnie przypadkiem trafiliśmy na informację o międzynarodowym, nocnym połączeniu autobusowym, dzięki którym mielibyśmy dostać się przez Huaquillas do Piura – miasta w północnym Peru. Poszperaliśmy w Internecie. Wielu wybrało takie rozwiązanie. Wydawało się bezpieczne.
Pojechaliśmy.
Dwie noce i jeden dzień w autobusie. Tyle czasu potrzebowaliśmy, aby dostać się do Tarapoto – niedużego, głośnego miasta tuż u północnych wrót peruwiańskiej Amazonii.
Stamtąd do miejscowości Yurimaguas, położonej w dżungli, dzieliła nas już tylko 2,5-godzinna podróż minibusem.
Gdy zjechaliśmy z Andów, powietrze stężało i zwilgotniało w jednej chwili. Na poboczach nowej, asfaltowej drogi wyrastały co rusz wioski i osady, złożone z kilkunastu blaszanych domów lub takich o słomianej strzesze i drewnianych ścianach. Za nimi pięła się wysoko soczysta zieleń gęstych zarośli, drzew, bananowców. Surowy, górski krajobraz został daleko w tyle...
Siedzimy na drewnianym balkonie w hostelu Yacuruña nad brzegiem rzeki w Yurimaguas, obserwując nasz pierwszy zachód słońca w Amazonii. Niezapomniana chwila! :)
Río Huallaga. Tak nazywa się rzeka, nad której brzegiem wyciągamy zmęczone upałem nogi. Za nią rośnie już gęsta, głośna dżungla – „inny świat”, zwykliśmy słyszeć od miejscowych. Ciekawy i niebezpieczny.
Dopijamy ostatni łyk chłodnej herbaty, śmiejąc się w duchu, że znów czeka nas kąpiel w zimnej wodzie i noc pod cienkim prześcieradłem. Ale co mogłoby przynieść większą ulgę po gorącym, wilgotnym dniu? ;)
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz(
www.przebisniegi.com)
INFORMACJE PRAKTYCZNE:nocny, międzynarodowy autobus z Cuenca do Piura (Peru) – 15 $/os (bilet można kupić na dworcu autobusowym w Cuenca – firma Pullman Sucre; tak naprawdę jest to bilet na dwa autobusy, przy ekwadorskim punkcie granicznym obowiązkowa przesiadka w ten drugi – już bezpośrednio do Piura)
autobus z Piura do Chiclayo – 15 soli/os (autobusy odjeżdżają co pół godziny)
nocny autobus firmy CIVA z Chiclayo do Tarapoto – 60 soli/os (fotele rozkładane do 140 stopni, UWAGA! – nocą jest chłodno, warto zabrać ze sobą śpiwór)
nocleg w hostelu July w Tarapoto – 15 soli/os/pokój ekonomiczny na tarasie na samej górze budynku
minibus z Tarapoto do Yurimaguas – 15 soli/os (UWAGA! – podróż zajmuje już tylko 2,5 godziny = wylali asfalt!!!)
nocleg w hostelu Yacuruña w Yurimaguas – 30 soli/pokój z łóżkiem dwuosobowym (polecamy! – bardzo fajny hostel z klimatycznym wystrojem, brak dostępu do Internetu)