Rankiem opuszczamy „Nadzieję” i wybieramy się na poszukiwanie największej na świecie głowy Lenina, z której słynie Ułan-Ude. Odnajdujemy ją łatwo, surową i majestatyczną, na niewielkim placu otoczonym murkiem. To dziwne uczucie-iść tak ulicami miasta i natrafić nagle na ogromną, 10-metrową głowę patrzącą przed siebie pustym wzrokiem...
Ułan-Ude nie jest ładnym miastem. Pełno tu brzydkich, drewnianych i często rozpadających się już chat, wybrakowanych płotów, nierównych gruntowych ulic. Bliżej centrum dominują szare bloki, gdzieniegdzie tylko wyłania się ładniejszy, bardziej czysty i zadbany budynek. Na ulicach roi się od Buriatów (Ułan-Ude to stolica Republiki Buriacji), którzy wyglądem przypominają Mongołów-niscy, o czarnych włosach i płaskim nosie, z fałdą nadającom oczom charakterystyczny wygląd. Buriaci stanowią ok. 30% mieszkańców Ułan-Ude, ale to głównie ich można spotkać na ulicach miasta.
Docieramy do dworca autobusowego, skąd marszrutką 130 jedziemy w kierunku Iwołgińska (25rub/os.). Na przystanku końcowym przesiadamy się w inną marszrutkę (15rub/os.), która podwozi nas pod bramę buddyjskiego klasztoru (centrum buddyzmu w Rosji). Tutaj spędzamy prawie godzinę, zwiedzając świątynie i kręcąc młynkami pozostawionymi na drodze wokół całego kompleksu klasztoru (wierni zobowiązani są do zakręcenia każdym młynkiem-to warunek powodzenia i szczęścia). Należy pamiętać o kilku zasadach, gdy przekracza się progi buddyjskiej świątyni. Poruszać powinno się tylko zgodnie z kierunkiem ruchu słońca, tj. według wskazówek zegara. Aby wrócić w miejsce pozostawione w tyle, należy okrążyć świątynię po raz drugi, bowiem nie wolno się cofać.
Mieszkańcy Iwołgińska wskazują nam drogę poza granicami miasta, która prowadzi prosto do Kiachty. Tam znajduje się samochodowe przejście graniczne. Mamy nadzieję, że uda nam się przekroczyć granicę autostopem lub wynajętą mongol-taxi.
Marszrutką (100rub/os.) docieramy do Gusinojeozjerska, a dalej busem do Kiachty (120rub/os.). Wkrótce okazuje się, że popełniliśmy duży błąd decydując się na przekroczenie granicy właśnie w tym miejscu, zamiast wrócić do Ułan-Ude i wsiąść w pociąg do Nauszki (kolejowe przejście graniczne). Z Kiachty podjeżdżamy taksówką (150rub!/os.) kilka kilometrów, pod samą już granicę rosyjsko-mongolską. Zostaję z boku z plecakami, a Łukasz wyrusza na poszukiwanie samochodu lub busa, którym moglibyśmy dostać się do Mongolii. Doznajemy prawdziwego szoku, gdy kierowcy lub pasażerowie żądają od nas astronomicznych kwot za przekroczenie granicy i podróż do położonego zaledwie 18 km dalej Suche Bator. Jesteśmy, jak na razie, jedynymi turystami w tym miejscu, a oni, jak hieny cmentarne, podchodzą co chwila z uśmiechem na twarzy, proponując „pomoc” za „niewielkie pieniądze” i odchodzą bez słowa pożegnania, gdy nie udaje im się zdobyć tego, po co przyszli. Jesteśmy zniesmaczeni i zawiedzeni. Myśl o łatwym zarobku potrafi wyzwolić w człowieku najgorsze uczucia, żałosną postawę...
Mijają godziny, a my wciąż bezowocnie stoimy w tym samym miejscu. W końcu podjeżdza biała Toyota z dwójką Mongołów w środku, kobietą i mężczyzną. Łukasz podbiega do nich, zadaje to samo pytanie, które już tyle razy padło tutaj z jego ust: „Za ile możemy przekroczyć granicę i dojechać do Suche Bator?”. Bojak (♀) i Muchtajułan (♂) wydają się być zaskoczeni, nie wiedzą, ile pieniędzy powinny zażądać. Banda cmentarnych hien rusza ku nim, by podjudzić, by udaremnić nam możliwość wydostania się z tego okropnego miejsca! Muchtajułan patrzy na nas ze współczuciem, nie ulega podszeptom chciwych ludzi, za 800 rubli postanawia zawieźć nas do samego Ułan-Bator (ponad 320 km za Suche Bator). Czyżby los na powrót zaczynał nam sprzyjać?
Wsiadamy do wygodnego samochodu, lecz po około godzinie bramy graniczne zamykają się z trzaskiem na najbliższe kilka godzin. Już za późno! Trzeba zostać tutaj na noc. Ale gdzie? Bojak i Muchtajułan wędrują z nami od babuszki do babuszki, próbując znaleźć nam jakiś tani nocleg. Oni sami postanawiają spędzić noc w samochodzie. Po monotonnych, bezowocnych poszukiwaniach rozbijamy namiot na trawie, pod samą granicą. Bojak i Muchtajułan życzą nam spokojnej nocy... w języku polskim :)