Geoblog.pl    przebisniegi    Podróże    Mongolia & Syberia 2008 - W PRZYGOTOWANIU    04-08.07.08r. - Podróż Koleją Transsyberyjską
Zwiń mapę
2008
08
lip

04-08.07.08r. - Podróż Koleją Transsyberyjską

 
Rosja
Rosja, Ulan-Ude
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6163 km
 
Na zwiedzanie Kremla mamy niecałą godzinę. To niewiele, zważywszy, że to miejsce robi na nas duże wrażenie. Wszystko w wielkim stylu-masywne budowle, pozłacane kopuły i mnóstwo milicjantów pilnujących porządku. Jeśli czas pozwoli, w drodze powrotnej chcielibyśmy zatrzymać się w Moskwie raz jeszcze i zobaczyć jak najwięcej jej cudów, skarbów... wszystkiego tego, co ma nam do zaoferowania.


KOLEJĄ TRANSSYBERYJSKĄ

13.35 czasu moskiewskiego. Ostatkiem sił, w biegu spowalnianym i tak przytłaczającym ciężarem plecaków, docieramy na odpowiedni peron, z którego za chwilę odjeżdża nasz pociąg. Jesteśmy tak późno, gdyż do ostatniej chwili walczymy z bezwzględną rosyjską kasjerką (bezowocnie!), próbując oddać bilet Pawła. Paweł miał być trzecim uczestnikiem naszej wyprawy. Został w Polsce, bo nie przyznano mu wizy do Rosji.

Wagon plackartnyj jest pełen ludzi. Jedziemy trzecią klasą, bo tak jest najtaniej i najweselej :). Od długiego korytarza, po obu stronach, odchodzą pozbawione drzwi, niewielkie wnęki na kuszetki. Ruch wszystkich pasażerów wzdłuż wagonu i pomiędzy przedziałami nie jest niczym ograniczony. To sprzyja nawiązywaniu nowych znajomości :) Chwilę po zajęciu miejsc w wagonie poznajemy Maćka - studenta filologii hiszpańskiej, i praktycznie natychmiast przydaje się nasza słaba znajomość języka rosyjskiego. Maciek nie pamięta, gdzie schował bilet na pociąg! Rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania. W plecaku, w kieszeniach spodni i spodenek, w sakiewce zawieszonej na szyi... i raz jeszcze w kieszeniach, dla pewności. Prowadnice-dwie panie w znoszonych mundurach, które odpowiadają za porządek w naszym wagonie, robią się coraz bardziej niecierpliwe! Gdzie jest bilet?? Dopiero po kilkunastu długich, stresujących minutach wspólnie odnajdujemy go porzuconego i zmiętego w futerale na aparat. Uff!! Co za ulga! Za chwilę zmuszeni bylibyśmy do zaproponowania pieniędzy (pewnie nie małych) za "załatwietnie" całej sprawy... i nie wiadomo, jak by się to skończyło.

Życie w wagonie kwitnie. Jako obcokrajowcy szybko zwracamy uwagę jadących z nami Rosjan. Z niedowierzaniem machają głowami, gdy opowiadamy o naszej podróży i planach. Od Pietci i jego rodziny, naszych najbliższych sąsiadów, dostajemy w prezencie dwie duże truskawki, a od miłej pani z przedziału obok świeżego ogórka. Niezły "połów", biorąc pod uwagę, że nasze plecaki pękają w szwach od suchego prowiantu :)

Czas w pociągu nie poddaje się żadnym prawom. Raz płynie wolniej, a raz szybciej. Małymi krokami zbliża się wieczów. Maciek przyprowadza swoich przyjaciół. Pijemy razem wódkę, za wspólne spotkanie :) Toast za toastem! Pijmy za zdrowie i przygody Przebiśniegów, Maćka, Agnieszki i Adama - zwariowanych polskich podróżników! Do dna! :)



Druga doba w pociągu. 1777 km od Moskwy. Właśnie mijamy granicę Europy i Azji. Strzeże jej smukły, kilkumetrowy betonowy pomnik. Udaje nam się go sfotografować, czym całkowicie zaskakujemy Pietcię i jego rodzinę. "Jeździmy Koleją Transsyberyjską od dzieciństwa i nigdy nie widzieliśmy tego pomnika" - mówią. Pociąg mknie z prędkością 75-80km/h. Gdyby nie duże samozaparcie i monotonne wyczekiwanie przy otwartym oknie, z pewnością przeoczylibyśmy betonowy monument.



Trzecia doba podróży koleją. Stacja Omsk. Zatrzymujemy się na 25 minut. Tłum pasażerów przeciska się wąskim korytarzem do wyjścia z wagonu. Taki postój (kilka razy na dobę) jest jedyną okazją na normalny spacer, swobodne wypalenie papierosa, czy zrobienie zakupów u rosyjskich babuszek, które licznie przybywają na peron proponując wodę, chleb, piwo, słodycze, owoce, lody, gazety i wiele innych towarów. W podstawowe artykuły spożywcze warto zaopatrzyć się jeszcze przed podróżą koleją, bowiem u takich babuszek można za nie często przepłacić. Po kilkunastu minutach prowadnica, niczym przedszkolanka na wycieczce, zagania wszystkich spowrotem do wagonu. Za chwilę pociąg znów ruszy, a my będziemy mijać znajomy już krajobraz - zielone lasy, łąki, pagórki, i czasem wszystko to poprzedzierane obrazem niewielkich osad z drewnianymi domkami, na dachach których w większości wypadków jarzą się w słońcu jak perły - białe anteny satelitarne.

2872 km od Moskwy. Za oknem zielone stepy, po horyzont... tylko stepy, nic więcej!

Około godziny 17.00 czasu moskiewskiego Maciek dostaje SMS'a z Polski z niepokojącą wiadomością: "W Mongolii wprowadzono stan wyjątkowy". Jeszcze w Berlinie na lotnisku przemknęły nam przed oczami zdjęcia z Ułan Bator, pokazujące zamieszki po przeprowadzonych niedawno wyborach. Jednak żadne z nas nie spodziewało się tak czarnego scenariusza! Teraz cały wyjazd stoi pod znakiem zapytania! Pociąg pędzi naprzód, równym tempem, pozostając obojętnym na to, co dzieje się w Mongolii. A my z rezygnacją obserwujemy spokojnych pasażerów kolei, ojca grającego z synem w szachy, popijającego w międzyczasie wódkę z plastikowego kubka, kwitnący między wagonami handel ciepłymi czapkami i kolorowymi koralikami...
Zbliża się czas kolejnej drzemki. Kilka razy dziennie o podobnych porach większość pasażerów, jakby na znak przywykłej do porządku prowadnicy, zapada w sen. Teraz wszędzie można dostrzec ostatnie szarpnięcia prześcieradeł wiercących się w półśnie ciał. W wagonie zalega cisza, która potrwa przynajmniej godzinę. Tylko nasza niespokojne myśli błądzą wokół Mongolii i jednego wciąż pytania: Czy uda się nam dotrzec do obranego celu podróży??

4280 km od domu. 3033 km od Moskwy. Docieramy do Nowosybirska, nieoficjalnie nazywanego stolicą Syberii. Założono go pod koniec XIX wieku na potrzeby Kolei Transsyberyjskiej. Jest to trzecie co do wielkości miasto w Rosji.


Czwarta doba w pociągu. Godzina 14.50 czasu moskiewskiego. Dostajemy wiadomość z Polski, że w Mongolii jest bezpiecznie, a ruch turystyczny nie jest w żaden sposób ograniczony. Informację tą, jeszcze nieoficjalnie, potwierdza MSZ. Podejmujemy decyzję - jedziemy do Ułan-Ude, a dalej do Mongolii :)

Po południu wybieramy się na przechadzkę po pociągu. Najwyższy czas zająć się ankietami, które po powrocie do Polski Łukasz wykorzysta przy pisaniu magisterskiej ("Kolej Transsyberyjska jako atrakcja turystyczna"). Nie znajdujemy wielu turystów. W zamian poznajemy dwóch bardzo młodych rosyjskich żołnierzy, którzy wybierają się nad Bajkał, by odpocząć od trudnej codzienności. Ciężko uwolnić się od ich towarzystwa :) Gdy próbujemy odejść, dolewają nam piwa do szklanki. Szerokie uśmiechy wyrastają na twarzach jak grzyby po deszczu! Świetnie się razem bawimy! "Jesteśmy prostymi ludźmi"-mówią żołnierze. "Dzielimy się wszystkim, co mamy"- i na dowód tego wciskają nam w ręce ostatniego banana i pęczek szczypiorku. Gdy wracamy do przedziału jest już wieczór.
Prowadnica, wyposażona w żółte gumowe rękawiczki, niesie wypełnione wrzątkiem wiadro. Za chwilę będzie sprzątać toaletę, a później podłogę między przedziałami. Takie zabiegi trwają zaledwie 15 minut i wykonywane są co najmniej 2 razy dziennie. Unosimy cierpliwie nogi do góry, umożliwiając dotarcie miotły w nieczyszczone zakamarki i tocząc nieprzerwanie rozmowę z Igorem.
Nasz nowy sąsiad jest bardzo ciekawą postacią. Ma dopiero 45 lat, ale jak twierdzi, życie zdążyło go już bardzo doświadczyć. Igor odświeża sobie przy nas zaśnieżałą przez lata znajomość języka angielskiego. Czas mija z zawrotną prędkością, nieubłaganie. Słuchamy jak zahipnotyzowani mądrych rad, starych i nowych opowieści. Uczymy się, gdzie najlepiej łowić ryby w Bajkale, jak po rosyjsku brzmi: haczyk, żyłka, kołowrotek, przynęta itd. Igor siedzi spokojnie na swojej kuszetce, pokorny wobec losu, uprzejmy dla wszystkich wokół. Ręce ma złożone przed sobą, jakby w modlitwie. Swoją postawą, swoją osobowością przyciąga nas do siebie jak potężny magnes...


Wtorek. Ostatni, piąty dzień podróży koleją. Wczesnym rankiem, kiedy większość pasażerów pociągu jeszcze smacznie śpi, zakradamy się do toalety, chowając pod pachą gąbki, żel, ręczniki, menażkę, szczoteczki i pastę do zębów. Czas na kąpiel! Ha, ha! W wagonie prackartnyj nie ma prysznica. Każdy radzi sobie jak może. Łukasz biegnie z kubkiem po wrzątek do samowaru. To jedyne źródło gorącej wody w pociągu. Trzeba odrobiny wyobraźni i samozaparcia, żeby "wykąpać się" w malutkiej toalecie, w której na dodatek nie pachnie ładnie. Ale my jesteśmy bardzo zdeterminowani, po raz kolejny zresztą w czasie tej kilkudniowej podróży koleją. Najwięcej zabawy jest przy myciu włosów! Nachylam się nad muszlą, a Łukasz trzyma mnie w pasie, gdy rozpędzony pociąg wyprawia prawdziwe tańce na torach. W menażce czeka wrzątek wymieszany z zimną wodą z kranu. Łukasz pomaga mi wypłukać włosy z gęstej piany. Trwa to kilka minut, ale uczucie świeżości, jakie towarzyszy mi przez najbliższe kilkanaście godzin, warte jest całej tej gimnastyki. Umyte włosy zakręcam w ręcznik, zamieniamy się z Łukaszem rolami i cała zabawa zaczyna się od początku. Ciekawe, czy inni pasażerowie naszego wagonu próbowali zażyć takiej kąpieli? Hmm..?

Około godziny 6.00 czasu moskiewskiego żegnamy się z Maćkiem, Agnieszką i Adamem. Oni wysiadają w Irkucku, chcąc spędzić kilka najbliższych dni nad Bajkałem, my jedziemy dalej. Mamy nadzieję, że spotkamy się jeszcze w Ułan Bator - stolicy Mongolii.

Krajobraz za oknem zmienia się. Jezioro Bajkał wyłania się z pomiędzy zielonych szczytów. Zachwyca nas jego wielkość i piękno...

Do Ułan-Ude dojeżdżamy o 13.45 czasu moskiewskiego. Tutaj kończy się nasza podróż Koleją Transsyberyjską. Jesteśmy 5460 km od Moskwy. Jadąc pociągiem przekroczyliśmy 5 stref czasowych. Za nasze bilety zapłaciliśmy po 276zł :) (polecamy stronę:www.ticket.rzd.ru)

Igor pomaga nam odnaleźć ul. Gagarina 16a/7, na której znajduje się Stowarzyszenie Kultury Polskiej "Nadzieja". Nocleg w tym miejscu kosztuje nas 100 rubli od osoby. Możemy skorzystać z wyremontowanej łazienki, wziąć prysznic. Członkowie stowarzyszenia witają nas ciepło, częstują goframi i herbatą. Wieczorem zostajemy sami z piątką innych polskich podróżników. Każdy z nas ma coś ciekawego do powiedzenia :) Czas mija przyjemnie przy ciastkach w czekoladzie i wódce. Wszyscy wybuchamy panicznym śmiechem, gdy niespodziewanie w trakcie rozmowy znikam pod stołem. Rozklekotane krzesło nagle rozpada się pod moim ciężarem! Robi się coraz weselej :) Chłopcy postanawiają założyć "Travel Band" i porywają w górę znalezione w pokoju instrumenty - kontrabas, gitarę i jeszcze jakąś malutką, buriacką gitarkę o trójkątnym kształcie. Do wszystkich wtajemniczonych uczestników imprezy: Gdziekolwiek jesteście, dokądkolwiek zaprowadził Was los, nie zapomnijcie wznieść toastu za kolejne wspólne spotkanie, za "Travel Band" i za... TRZEWIA!!! :)


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
lili
lili - 2009-03-07 09:18
no,pieknie,ciekawy opis wycieczki.Zawsze cos innego na takiej podrozy
 
Robert
Robert - 2010-04-13 02:16
Kochanie to nie jest zwykły opis. Masz talent, masz talent. Spróbuj, może nie od zaraz pisać więcej.
 
Robert
Robert - 2010-04-13 02:51
Napisz do mnie. spp001@wp.pl
 
 
przebisniegi

Łukasz Szubiński & Ewelina Grymuła
zwiedzili 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 172 wpisy172 278 komentarzy278 3753 zdjęcia3753 8 plików multimedialnych8