Dziwna rzecz. Wrażenie szarości i bylejakości Ułan-Ude zatarło się gdzieś pomiędzy wspomnieniami z ostatniego miesiąca. Po tych wszystkich dłużących się dniach spędzonych w Ułan-Bator, odkrywamy na nowo stolicę Buriacji. Dziś już łatwiej nam dostrzec kierowców zatrzymujących się na czerwonym świetle i białe pasy błyszczące w miejscu przejścia dla pieszych. Tramwaje kołyszą się wesoło na środku równej asfaltowej drogi. Starannie wykończone budynki stoją jeden przy drugim, a ich ściany miejscami pokrywają kolorowe reklamy. Beczki z kwasem chlebowym nadają ulicom miasta tak charakterystyczną atmosferę... Ponad Ułan-Ude wznoszą się zielone wzgórza, które wcześniej, nie wiedzieć dlaczego, umknęły naszej uwadze...
W jednym z supermarketów, niedaleko siedziby Stowarzyszenia Kultury Polskiej „Nadzieja”, spędzamy prawie godzinę zapełniając wielki koszyk różnorodnymi smakołykami. Tak trudno nam się oprzeć! Po miesiącu podróży, podczas której podstawą diety była tłusta, źle przyrządzona baranina, kurczak z rożna smakuje niczym królewska uczta i znika w okamgnieniu z naszych talerzy. Ułan-Ude - dziś miasto przepychu i cudów... !?;)
Korzystając z rady rodaków spotkanych w Domu Polonii decydujemy się na nocleg w podrzędnym, tanim hotelu - Złotym Kłosie, co pozwoli nam zdobyć kilkudniową registrację. Mamy nadzieję, że jeden taki "dokument" wystarczy, aby nie mieć żadnych problemów w trakcie dalszej podróży i odprawy paszportowej na granicy rosyjsko-ukraińskiej. Na temat obowiązku registracji krąży wśród podróżników wiele plotek i mitów, a ciężko gdziekolwiek o rzetelne informacje. W Rosji, podczas gdy w jednym miejscu jakiś przepis czy prawo już dawno przestało obowiązywać, w drugim wciąż jest przestrzegane... i odwrotnie. Morze papierów, pieczątek i nieporozumień... Dlatego, w miarę możliwości, najlepiej unikać władz mundurowych pozostając w bezpiecznym cieniu mieszkańców tego kraju.
Za nocleg w Złotym Kłosie i pięciodniową registrację płacimy 350R od osoby. Wynajmujemy dwa pokoje - jeden dla mnie i Łukasza, drugi dla Pawła i Krzyśka. Trudno oprzeć się wrażeniu, jakoby w tych starych, dobranych przypadkowo sprzętach, które w żaden sposób nie pasują do siebie nawzajem, białych ścianach i gumowej podłodze czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu... Stare łóżka skrzypią pod ciężarem naszych plecaków. W rogu pokoju tkwi niewielka umywalka, a nad nią prostokątne lustro. Jest czysto, choć trudno dostrzec to w pierwszej chwili, ulegając wrażeniu kompletnego nieładu lub okrutnego żartu kogoś, kto zadbał o wystrój Złotego Kłosa…
Wieczorem bierzemy prysznic w malutkiej łazience na końcu długiego korytarza. Kilka minut pod przyjemnym strumieniem gorącej wody kosztuje każdego z nas dodatkowe 40R. ;)