Zaraz po przyjeździe do Mtubatuba, niewielkiej miejscowości oddalonej około 40 km od Hluhluwe-Imfolozi National Park, trafiamy na wielkie targowisko pęczniejące od kolorowych owoców, warzyw i zmęczonych upałem murzyńskich handlarzy. Mimo, iż zdążyliśmy przywyknąć do obecności czarnoskórych mieszkańców kraju (blisko 80% populacji RPA), widok tłumu przelewjącego się pomiędzy stoiskami robi na nas duże wrażenie. Kosze, torby z różnorodnymi produktami, worki wypełnione warzywami - wszystko to wędruje ponad gęstą masą ludzi, usadowione wygodnie na głowach uczestników targowiska. Podobnie dzieje się na wąskiej ulicy. Tłum brnie mozolnie przed siebie, nie patrząc na przejeżdżające obok samochody, zmuszając tym samym do bardzo wolnej, ostrożnej jazdy... Żywy labirynt ludzi! Haos!
Około godziny 17.00, gdy powoli zaczyna zbliżać się zmrok, chowamy się do samochodu przed komarami z gatunku Anopheles, mającymi już wkrótce wyruszyć na żer. Hluhluwe- Infolozi National Park i jego okolice stanowią rejon bardzo małego ryzyka zachorowania na malarię, mimo wszystko jednak wolelibyśmy nie paść ofiarami krwiożerczych insektów.
Snucie planów na najbliższą przyszłość oraz kolejne studia nad mapą przerywa uśmiechnięta Murzynka, zapraszając nas do hotelu Protea, położonego kilka kilometrów za Mtubatuba. W ten sposób dowiadujemy się, że człowiek, z którym rozmawialiśmy wcześniej o ewentualnej możliwości odpoczynku w samochodzie na stacji benzynowej, gdzie właśnie się znajdujemy, jest właścicielem tegoż hotelu. Na miejscu okazuje się, że trafił nam się nocleg "z górnej półki"... za darmo!;)
Dzisiejszej nocy nie narzekamy na brak wygód.:) Zakopani po zęby w miękkich poduszkach i białej pościeli zasypiamy podekscytowani na myśl o czekających nas jutro przygodach, gdy to po raz pierwszy będziemy mogli doświadczyć afrykańskiego safari.;)