Monotonny obraz pól porośniętych suchą, żółtą trawą przetnie czasem góra przypominająca stół, pofałdowane wzniesienia, przełęcze...
Asfaltowa droga dzieli wioskę na dwie części. Po jednej stronie ulicy sterczą niewielkie chaty zbudowane z gliny, blachy, rzadziej z cegły. Sterczą tak zaniedbane, odpychające, czasem tylko pomalowane na niebiesko lub zielono. Po drugiej stronie ulicy rozciąga się ten sam obraz.
Przy asfaltowej drodze biegnie rów, często pełen porzuconych rzeczy, kolorowych kartonów, fruwających na wietrze worków foliowych.
Zwykle wieczorem lub wcześnie rano czarnoskóre dzieci pchają przed siebie taczkę, na której piętrzą się butelki z wodą. Czy wędrują tak w kierunku swojego domu?
Zaraz obok taczki, jakaś kobieta dźwiga duży, wypełniony po brzegi kosz, nie używając przy tym prawie w ogóle rąk... Tutaj ciężkie przedmioty nosi się na głowie...
Czarnoskóry mężczyzna stoi na skraju asfaltowej drogi i z wyciągniętym przed siebie palcem wskazuje kierunek, w którym chciałby pojechać, za każdym razem, gdy zbliża się do niego jakiś samochód. Nie pamiętam, by zatrzymał si ę przed nim "biały człowiek".
Poboczem tej samej asfaltowej drogi idą dzieci ubrane w bardzo ładne, kolorowe mundurki. Na twarzach tych dzieci prawie zawsze gości uśmiech. Znajdują nawet chwilę czasu, by pomachać wesoło ręką lub powiedzieć "hello" dwójce Europejczyków zamkniętych w białej, blaszanej puszce, którą pieszczotliwie zwykli nazywać "brudnym TAZZikiem". Te dzieci idą do szkoły. Idą poboczem nierzadko ruchliwej ulicy, gęsiego, bo nikt nie wybudował dla nich chodnika. Idą tak często wiele kilometrów...
Odkąd wyjechaliśmy z Johannesburga często mamy przed oczami podobny obraz murzyńskich wiosek.
Podążając w kierunku Pietermaritzburga omijamy centrum Durbanu wybierając drogę przez Dolinę Tysiąca Wzgórz. To miejsce, usiane przez liczne, delikatnie zaokrąglone wzniesienia, dostarcza mnóstwa malowniczych widoków, skutecznie umilając długą podróż. :)
Tuż przed Pietermaritzburgiem odwiedzamy jeszcze Natal Lion Park. 19 lwów zamkniętych na niewielkim, ogrodzonym wysoką siatką terenie ma dostarczać turystom niezapomnianych wrażeń. Zamknąwszy szczelnie okna i drzwi samochodu, wjeżdżamy między stado dzikich zwierząt. Zaraz po przekroczeniu bramy podchodzi do nas jedna z lwic. Z żywym zainteresowaniem patrzy na nas przez zakurzoną szybę lub bawi się z kołpakiem przy przednim kole. Gdy, ośmielona coraz bardziej, próbuje wejść na maskę samochodu, "TAZZik" trąbi głośno, przeciągle... i odjeżdżamy kawałek dalej, przestraszeni! Po chwili już biegnie za nami kilka potężnie zbudowanych lwów! Łukasz naciska pedał gazu i uciekamy... W pyle, unoszącym się za tylnymi kołami naszego pojazdu, rysują się wciąż sylwetki biegnących zwierząt! Na siatce ogradzającej scenę "lwiego teatru" wiszą już rozbawieni czrnoskórzy pracownicy rezerwatu. Mam wrażenie jakby, pomimo odległości i hałasu samochodowego silnika, docierał do moich uszu ich beztroski śmiech... Pozostałe lwy, które nie biorą udziału w bezowocnej gonitwie za turystami, leżą spokojnie na trawie i obserwują całą scenę. Ziewają teraz leniwie, pokazując przy tym duże, ostre kły. Leżą tak zaledwie kilka metrów od nas...
Po kilku minutach spędzonych w obecności dzikich zwierząt uciekamy za bezpieczną bramę. Było to dziwne, budzące mieszane uczucia doświadczenie. 19 lwów, jak się wkrótce okazało czekających właśnie na kolację ( :) ), zamkniętych na tak małej przestrzeni?!
Natal Lion Park pozostanie w naszej pamięci zapewne na dłużej zważywszy, że cały bok samochodu nosi teraz ślady ostrych pazurów! Ciekawe, co powie na to Byron, pracownik Affordable Car Rental, skąd wynajeliśmy małego, dzielnego "TAZZika".;)
W Pietermaritzburgu gości nas Claudine - pierwsza osoba, którą poznaliśmy korzystając z
www.couchsurfing.com. Strona internetowa zrzesza ludzi z całegi świata, którzy oferują sobie nawzajem nocleg, towarzystwo, rozmowę.
Popijając smaczne czerwone wino opowiadamy do późnego wieczora o Polsce, mieszkańcach RPA i AIDS (około 40 % mieszkańców Południowej Afryki jest HIV +), który według dr Claudine Lee pozbawił tutaj życia miliony ludzkich istnień i wciąż stanowi ogromny problem, trudne i kosztowne wyzwanie...