Z betonowego tarasu ogrodzonego barierką rozciąga się widok na 95-metrowy wodospad (Howick Falls). U szczytu wodospadu tam, gdzie rzeka płynie jeszcze dość leniwie, duża grupa czarnoskórych kobiet, mężczyzn i dzieci kręci się w koło robiąc pranie i wieszając mokre rzeczy na pobliskich kamieniach. Na schodach odchodzących od betonowego tarasu siedzi uśmiechnięty muzyk i wydobywa z gitary przyjemne dla ucha dźwięki, śpiewając przy tym wesoło. Słońce świeci wysoko na niebie. Jest ciepło, chwilami nawet gorąco. Zapowiada się piękny dzień. :)
Wkrótce, po niedługim spacerze w okolicę podnóża wodospadu, opuszczamy miejscowość Howick i ruszamy w długą podróż w kierunku wybrzeża Oceanu Indyjskiego.
W czasach apartheidu lud Khosa, zamieszkujący bantustan Transkei, uważany był za mało przydatny pod względem ekonomicznym. Dziś Transkei to wciąż jedna z najbiedniejszych i najsłabiej rozwiniętych części RPA. Mijając wioski pełne prowizorycznych, blaszanych "budynków", dojeżdżamy do Flagstaff położonego w samym środku byłego bantustanu.
Zbliża się wieczór. Mniej uczęszczane drogi, pełne nieoznakowanych dziur i wybojów, stanowią jeden z powodów, dla których podróżowanie nocą nie należy do bezpiecznych. Przejeżdżając przez centrum Flagstaff doświadczamy podobnych wrażeń jak na barwnym, zatłoczonym targu w Mtubatuba. Gdy przypadkiem dostrzegamy krzyż i białe mury chrześcijańskiego kościoła, postanawiamy spróbować szczęścia i dowiedzieć się o możliwości noclegu na terenie parafii.
Miła, przejęta naszym losem Murzynka poznaje nas z księdzem i siostrami zakonnymi. Po krótkiej rozmowie ksiądz Francis prowadzi nas do swojego mieszkania i, nieco zakłopotany, gości w skromnym pokoju, sam wyprowadzając się na tą okoliczność do innego, mniejszego. Nie możemy liczyć na ciepłą kąpiel i posiłek, ale świadomość, że dzisiejszej nocy nie będziemy bać się o nasze bezpieczeństwo, w zupełności nam wystarcza. ;)
Jesteśmy bardzo wdzięczni księdzu Francis'owi! Jego zakłopotanie z czasem zamienia się w ciekawość i zwykłą chęć poznania swoich gości. Tutaj "biały człowiek" kojarzy się z bogactwem, a nie z przywykłymi do niewygód studentami, podróżującymi z plecakami.
"Nie mamy odpowiednich warunków dla gości..." -tłumaczy się ksiądz Francis, rzucając ukradkowe spojrzenia, to na nas, to na skromne wyposażenie swojego domu czy miejscami zniszczone przez czas ściany... -
"Mam tylko jedno łóżko! Czy ten pokój wystarczy?" Wystarczyłby choćby kawałek wolnej podłogi...
"Ok, ok! Dziękuję! Dziękuję!" - powtarza z uśmiechem Francis, kończąc w ten sposób każdą nową wymianę zdań.
"Nie, to my dziękujemy, proszę księdza! -... ;)"