ROZDZIAŁ X Niebezpiecznie blisko brzegu
Nagle szarpnęło łodzią! Przygasły światła! Hamaki zabujały w powietrzu!
- Co to było? – pytaliśmy siebie nawzajem.
- Jakbyśmy w coś uderzyli!
Była piękna, ciepła noc. Wiał delikatny, orzeźwiający wiatr a rozgwieżdżone niebo nad nami wyglądało niesamowicie.
Staliśmy w miejscu. Żarówiaste światło reflektora świeciło prosto na mieliznę, w którą wbił się Henry.
- To jest bardzo niebezpieczne – opowiadali miejscowi – taka plaża przy lesie! Teraz nie wiadomo, kiedy uda nam się wydostać i popłynąć dalej! Można tak utknąć na kilka dni, zanim dotrze pomoc!
Silnik Henrego wył głośniej niż zwykle, próbując wydostać nas z powrotem na środek Ukajali.
- Jakbyśmy mieli tutaj zostać na dłużej, to proponuję wybrać się do dżungli… Możemy upolować jakiegoś kajmana na obiad! Haha! – śmiałam się w głos.
Mimo wyraźnego pecha, jaki nas przed chwilą dopadł, tej nocy dopisywał mi wyjątkowo dobry humor. Dzisiejszego ranka obudziłam się jeszcze przed wszystkimi… straszliwie głodna! Po dwóch dniach gorączka w końcu spadła, a nadwątlone siły i apetyt szybko zaczęły wracać do normy! :)
Uśmiechałam się w duchu na wspomnienie poprzedniego wieczoru.
- Jeśli chcecie tutaj zostać do końca rejsu, musicie zapłacić za kajutę – powiedział kucharz przebrany za kobietę.
- Ile?
- Całość, 400 soli˟!
- Co?! Przecież wszystko jest już zapłacone! Za cały rejs! A my wysiadamy za kilka godzin! – wzburzyła się córka starszej pani, która odstąpiła mi swoje łóżko w kajucie.
- Przykro mi, taka jest polityka Henrego! – westchnął kucharz – My, kucharze, mimo, że jesteśmy członkami załogi, musimy spać w hamakach! Taka polityka. Cóż można poradzić…?
Kilka osób, zgromadzonych w niedużym, blaszanym pomieszczeniu, radziło nad moim losem. Trawiona przez gorączkę, wodziłam tylko w kółko półprzytomnym wzrokiem, niewiele z tego wszystkiego rozumiejąc…
- Wiesz co, mała, zrobimy tak! – zwrócił się do mnie kucharz. – Przyjdę po klucze do kajuty dopiero po śniadaniu. Możesz tutaj zostać do samego rana, dobrze?
Cóż to była za przyjemność – wyciągnąć się na całego, wyprostować nogi na pryczy po kilku dniach leżakowania w hamaku! Ujjjj! ;)
Gdy Henry po długiej walce z upartą mielizną znów ruszył w drogę, zasiedliśmy z peruwiańskim sąsiadem do krótkiej partyjki w karty. Z daleka widać już było światła świecące nad Pucallpa.
Rankiem dopłynęliśmy do portu, spakowaliśmy nasze rzeczy i zeszliśmy z pokładu wprost na piaszczysty brzeg Ukajali.
- Będzie mi tego brakowało – powiedział Léo.
- Czego? – spytałam zaskoczona.
- Tego wszystkiego. Łodzi. Rzeki. Ludzi.
- Hmmm…
Często później wspominaliśmy te sześć dni i nocy spędzonych na pokładzie Henrego 10. Dziwne uczucie. Rzeczywiście nam tego wszystkiego brakowało. Łodzi... Rzeki.... Ludzi…
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz(
www.przebisniegi.com)
˟400 soli – równowartość ok. 460 zł
INFORMACJE PRAKTYCZNE:bilet („na hamak”) na rejs z Iquitos do Pucallpa na pokładzie Henrego – 100 soli/os (na tej trasie
na statkach Henry panują najlepsze warunki sanitarne, co oczywiście oznacza również najwyższą cenę za bilet; warto przyjść do portu kilka godzin przed planowanym odpłynięciem, żeby zająć dobre miejsce; przed rejsem należy zaopatrzyć się w miskę na jedzenie, wodę na całą podróż i jakieś przekąski lub owoce)