Wstajemy z rana, zakładamy sandały i po 40-minutowym spacerze docieramy do ruin miasta Majów, położonych na północ od Tulum. Na zmianę to pada lekki deszczyk, to znów z pomiędzy chmur wygląda palące słońce. Wkrótce robi się coraz cieplej i cieplej, a my, oszołomieni zupełnie nowym doświadczeniem, biegamy roześmiani pomiędzy ruinami i pstrykamy zdjęcia! :)
Pięknie położone miasto Majów, robi na nas duże wrażenie. Stare, zniszczone przez czas kamienne budowle położone są wzdłuż ulic, które dzisiaj pełnią rolę ścieżki dla turystów. Jest zielono, bardzo zielono. Palmowe liście kołyszą się na wietrze. Co chwilę z jakiejś kryjówki wynurzają się iguany i zastygają bez ruchu gotowe, by zrobić im pamiątkowe zdjęcie. Z najwyższego punktu w mieście rozciąga się niesamowity widok na wybrzeże Morza Karaibskiego! Kolor białego piasku i turkusowej wody miesza się z ciemniejszymi odcieniami nieba. Mimo pory suchej, nad głową wciąż goszczą deszczowe chmury... Podobno to nienormalne, aby o tej porze roku w Meksyku była taka brzydka pogoda. Brzydka?! W porównaniu z zimą, którą zostawiliśmy za sobą w Polsce, nie powinniśmy narzekać na pogodę!
W trakcie zwiedzania ruin, można zejść na plażę i popływać w ciepłym morzu. Fantastyczna perspektywa! Już zaraz leżymy wygodnie na piasku pośród innych turystów. Właściwie jedyna rzecz, na którą możemy narzekać tego dnia, to tłumy odwiedzających, momentami męczące, momentami zbyt głośne. Ale, co tam! I tak jest bajecznie! :)
Wracamy spacerkiem wzdłuż morskiego wybrzeża. Dalej wzdłuż asfaltowej drogi prowadzącej prosto do miasta. Na tej drodze spotykamy dwójkę Argentyńczyków, z którymi łapiemy taksówkę do centrum Tulum. Po zakupach w supermarkecie San Francisco wracamy pieszo do hostelu.
Nagle zaczyna padać deszcz. Początkowo tylko troszeczkę, kap, kap… – prawdziwe orzeźwienie po upalnym dniu. Z czasem pada coraz bardziej, mocniej! Uciekamy pod najbliższy dach wystający nad chodnikiem! Leje, strasznie leje! Woda pojawia się znikąd i porywa wszystko wokół! Za chwilę już stoimy po kostki w wodzie! Chodnikiem płynie teraz płytki strumyk! Do hostelu zostało jeszcze około 300 metrów, co robić?! Próbujemy! Idziemy! Eee, płyniemy! Na niebie pojawiają się błyskawice! Słychać grzmoty! Tropikalna burza, uuuaaa!! Uciekamy! Biegniemy, schowani pod foliowymi płaszczami, śmiejąc się w głos! Ciężko nie ulec urokowi takiego „spaceru”, ha, ha, szaleństwo!
Docieramy do hostelu totalnie przemoknięci, ale uśmiechnięci od ucha do ucha. Wesoło było! Wieczorem, gdy już kładę się spać, coś szorstkiego drapie mnie w gardle. Drapie, boli, z nosa kapie. No i co? Tropikalny deszcz skończył się meksykańskim przeziębieniem! :/
Ewelina(
www.przebisniegi.com)
INFORMACJE PRAKTYCZNE:wstęp do ruin miasta Majów w Tulum – 57 peso/os
taksówka z plaży do centrum Tulum – 50 peso
colectivo z centrum Tulum na plażę – 10 peso/os (godz. 06:20, 07:00, 09:00, 12:00, 14:00,
15:20, 16:30)