Czas krąży gdzieś wokół godziny 17.00. Powoli zbliża się wieczór, więc słońce nie daje się już tak we znaki. Jak zwykle o tej porze dnia siedzimy na rozgrzanym pisaku, pozwalając by morska woda chłodziła nam stopy. Wpatrzeni raz w odległy horyzont, to znów w czarną plażę zupełnie przypadkiem stajemy się świadkami smutnego wydarzenia mającego miejsce tuż pod naszym nosem.
Patrol policji turystycznej, spacerujący wzdłuż brzegu oceanu, podchodzi do dwójki tutejszych chłopców, ciągnących za sobą duży worek.
-
Pokażcie, co tam macie! – mówi stanowczo jeden z policjantów.
Po chwili z worka wypadają duże, beżowe spodnie i jaskrawa koszulka. Doprawdy, ciężko byłoby uwierzyć, że te rzeczy należą do któregoś ze szczupłych młokosów. Policjant przeszukuje kieszenie spodni, jednak najwyraźniej niczego nie znajduje.
-
Skąd to macie? – pyta groźnie.
Jeden z chłopców nerwowo spogląda w bok, a drugi, wpatrzony w poważną twarz policjanta, wydaje się być coraz bardziej zdenerwowany. Padają mgliste wyjaśnienia. Błagalny ton głosu. Twarz pełna narastającego przerażenia, rezygnacji. Jeden z chłopców wciąż spogląda w bok. Zsuwa się coraz bardziej ze sterty kamieni, na których stoi cała czwórka, gdy wtem nagle zrywa się, wygina w łuk i zaczyna biec. Ucieka! Biegnie co sił w nogach, nie oglądając się za siebie! Spod jego stóp co rusz wyskakuje do góry niewielka ilość czarnego piasku. Chłopiec lawiruje pomiędzy zdziwionymi turystami, spacerującymi wzdłuż plaży. Już dawno nie widzieliśmy, żeby ktoś tak szybko biegł…
Policjanci łapią za koszulkę drugiego wyrostka. Trzymają mocno tak, by nie mógł powtórzyć wyczynu swojego kolegi. Prowadzą go w kierunku restauracji z hamakami, skąd prawdopodobnie jakiemuś turyście zginęła para spodni i koszulka.
Wzdłuż plaży dla surferów w El Sunzal często przechadza się patrol policji turystycznej, która poluje na drobnych i większych złodziei. Mimo tego, warto jednak zastanowić się dwa razy przed zabraniem nad wodę wartościowych rzeczy!
Nadchodzi czas, gdy Łukasz, wciąż kuszony widokiem surferów śmigających po spienionych falach, postanawia spróbować swoich sił na desce.
-
Warto zapłacić za jedną godzinę z instruktorem, który pokaże ci co i jak – radzi nam właściciel hostelu. –
Później już dasz sobie radę sam!Fale tłuką o brzeg. Grupa surferów wyczekuje następnej gdzieś daleko, daleko. W tej grupie Łukasz i jego instruktor czyhają na odpowiedni moment, by wskoczyć na deskę i „dosiąść” kolejnej fali…!
Ponad godzinę później Łukasz wychodzi z wody i siada na piasku obok mnie.
-
To chyba nie dla mnie – stwierdza. –
Tam daleko te fale są tak ogromne, że chwila moment i już cię zmiata! Już jesteś przy brzegu! Nie udało mi się stanąć na desce, ale warto było kilka razy przejechać się na fali do samego brzegu. Rozwija się niesamowitą prędkość! – opowiada dalej.
Tak to już jest – nie zawsze wszystko wychodzi od razu, nie zawsze wszystko, co z wierzchu wygląda fascynująco, później się podoba. Jednak mimo wszystko, warto próbować nowych rzeczy. Zazwyczaj łatwiej potem docenić to, co już się potrafi. :)
Tymczasem, żegnamy się z Pacyfikiem na jakiś czas. Wyruszamy w głąb Salwadoru.
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz(
www.przebisniegi.com)
INFORMACJE PRAKTYCZNE:wypożyczenie deski surfingowej w El Sunzal – 5 $
lekcja surfingu z instruktorem w El Sunzal – 10 $/godzinę