Po dziewięciu dniach spędzonych na campingu w Sunzal Point Hostel żegnamy z pewną nutką nostalgii ulubione zakamarki tego miejsca – huśtawkę z lian, kolorowe hamaki, w których odpoczywaliśmy każdego popołudnia i drzewo mango dostarczające nam codziennie świeżych owoców na śniadanie.
Z samego rana docieramy do La Libertad. Robimy zakupy, po czym pakujemy plecaki, pękające w szwach od ilości poczynionych zapasów wody i jedzenia. Raz w lewo, raz w prawo, to znowu z boku, to z góry upycham gdzie popadnie kolejne rzeczy.
-
Uaaa, ja mam chodzić z takim mutantem?! Ciekawe, ile to waży? – rzuca Łukasz na widok swojego plecaka, który nagle zrobił się śmiesznie kanciasty i nad wyraz wysoki.
Co chwilę wybuchamy śmiechem, próbując wspólnie znaleźć miejsce dla wszystkich zakupionych przez nas rzeczy. Całą tą scenę obserwuje strażnik supermarketu, który w pewnym momencie, z szerokim uśmiechem na twarzy, podchodzi do nas i pyta:
-
Dokąd jedziecie?-
Do Cerro Verde. Zobaczyć wulkany – pada odpowiedź.
-
Uuu, to problem. Dzisiaj nie dostaniecie się do parku. Nie ma autobusu.-
Dlaczego? – pytam.
-
Dzisiaj są wybory – informuje strażnik.
-
Ciekawe, jaki jest związek między wyborami a brakiem autobusu do parku? – Łukasz rzuca po polsku retoryczne pytanie.
-
Nie dość, że niedziela to jeszcze wybory! Ale sobie wybraliśmy dzień na podróż! – śmieję się sama do siebie.
Strażnik, bardzo przejęty naszym losem, pokazuje nam turystyczną mapkę i zachęca do spędzenia kilku dni nad Pacyfikiem.
-
My już tutaj prawie dwa tygodnie siedzimy! Dość! – wciąż gadam do siebie, śmiejąc się między słowami.
-
Señor, na pewno nie uda nam się dzisiaj dostać do parku? – pyta znów Łukasz.
Strażnik drapie się chwilę po głowie, przez krótką chwilę czyta coś w gazecie, po czym pokazuje nam fragment dotyczący Cerro Verde.
-
Ooo, jednak dzisiaj park jest otwarty – mówi, po czy wykonuje krótki telefon. –
Tak, tak, powinno wam się udać dostać do Cerro Verde. Ale lepiej by było poczekać do jutra – ciągnie dalej. –
Jutro bez problemu dojechalibyście na miejsce.-
Przygoda woła! Spróbujemy dzisiaj! Gracias, señor! – postanawia Łukasz.
Po kilkunastu minutach wsiadamy do zapchanego autobusu jadącego do Santa Tecla. Grzęźniemy pomiędzy kierowcą, wejściem do pojazdu, naszymi plecakami a ludźmi stłoczonymi w przejściu między fotelami. Jest ciasno, duszno i wesoło! Nieprzerwanie walczę z napadami śmiechu, zmuszona co chwilę do stawania na palcach lub wyginana się w dziwne pozycje, próbując przepuścić wysiadających pasażerów. Ściskamy się! Gnieciemy! Gdy kierowca hamuje, uderzamy o metalową barierkę, o czyjąś głowę lub ramię, o plecak, o siebie!
-
Zaraz umrę ze śmiechu! – krzyczę do Łukasza.
Ktoś nagle puka mnie w ramię i pokazuje na torbę, którą ściskam w ręku.
-
Co? Tak, tak, proszę potrzymać – torba ląduje na kolanach młodej dziewczyny, siedzącej przy oknie.
Jej towarzysz już sięga po mój plecak i wciska go między swoje nogi. Z drugiej strony autobusu bezzębny starszy pan zabiera od Łukasza galon wody. W mgnieniu oka pozbywamy się połowy bagaży! Autobus pędzi przed siebie… Kierowca zatrzymuje go co chwilę na widok kolejnych ludzi, stojących przy drodze. Ledwo ruszamy, by za kilka metrów znów się zatrzymać. Ruszamy. Zatrzymujemy się. I ruszamy.
Stoję tuż przy kierowcy i pomagam innym pasażerom wyjść z autobusu. Łapię za rękę małą dziewczynkę, aby ta nie straciła równowagi i nie upadła gdzieś przypadkiem. Chwytam za ciężki worek, który jakaś pani ciągnie z trudem. Znów staję na palcach lub wciskam się pomiędzy jednych pasażerów, aby inni mieli więcej miejsca.
-
Gracias, gracias, señorita! – woła ktoś do mnie co chwilę.
Zaraz znajduje się dla mnie miejsce na fotelu. Łukasz stoi niedaleko przy swoim plecaku i woła w moją stronę:
-
Podoba mi się w Salwadorze! A Tobie? Po raz kolejny wszyscy chcą nam pomagać! W Santa Tecla przesiadamy się w kolejny autobus, by w końcu utknąć na skrzyżowaniu tuż przed El Congo.
-
Dzisiaj nie jeżdżą autobusy do Cerro Verde – informuje nas jeden z przechodniów.
-
Dlaczego? – pytamy.
-
Bo dzisiaj są wybory.Zawiedzeni faktem, że dobroduszny strażnik z La Libertad jednak nie miał racji informując nas o możliwości dojazdu do parku, wsiadamy do tuk-tuka i prosimy o podwózkę do najtańszego hotelu w mieście. Po kilku minutach lądujemy u drzwi motelu o przewrotnej nazwie La Curva. Na kolorowym szyldzie zwisającym przy drodze czytamy: „2 $ za godzinę”.
-
Policzą nam 8 dolarów za całą noc – opowiada Łukasz po powrocie z krótkiego zwiadu.
Oglądamy obskurne, brudne pokoje, w których latają komary, a po ścianach przechadzają się inne, małe, nieproszone żyjątka. W powietrzu unosi się dziwny, nieprzyjemny zapach.
-
Nie ma mowy! Ja nie zostanę tutaj! Nie za 8 dolarów w takim syfie! – stwierdzam stanowczo.
Tymczasem w hotelu obok pewna pani w fioletowym fartuchu proponuje nam podobne warunki. Obok niej ze spuszczoną głową stoi druga pani, z którą kilkanaście minut wcześniej Łukasz zwiedzał inne pokoje o zdecydowanie wyższym standardzie.
-
Normalnie to bierzemy 15 dolarów za te ładniejsze pokoje. Ale niech będzie 12 – rzuca właścicielka fioletowego fartucha.
-
Co? – oburza się Łukasz. –
Jeszcze przed chwilą było 10! – i spogląda na drugą panią. Ta tylko spuszcza głowę jeszcze niżej i piszczy coś pod nosem.
-
Wychodzimy! – postanawia Łukasz.
-
Wychodzimy! – wtóruję mu i dodaję już po polsku. –
Chytry dwa razy traci! To, że jesteśmy biali, nie daje nikomu prawa do oszukiwania nas, do robienia z nas głupców w tak perfidny sposób!Kątem oka widzimy, jak do motelu La Curva wchodzi właśnie jakaś młoda para. Uśmiechamy się do siebie pod nosem i idziemy dalej wzdłuż głównej drogi. Ostatecznie nocujemy w Mario’s Auto Hotel. Za czysty, dość przestronny pokój płacimy 12 dolarów. Ponieważ wieczorem i tak pojawia się kilka dokuczliwych komarów, rozkładamy na łóżku moskitierę od namiotu, wskakujemy do środka i, nie bojąc się już żadnych nieproszonych gości, zapadamy w głęboki sen.
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz(
www.przebisniegi.com)
INFORMACJE PRAKTYCZNE: autobus z El Sunzal do La Libertad – 0,25 $/os
autobus z La Libertad do Santa Tecla – 0,45 $/os
autobus especial z Santa Tecla do El Congo – 1 $/os
nocleg w Mario’s Auto Hotel w El Congo – 12 $/pokój