W domu Jaimego i Jacky mieliśmy zostać tylko jeden dzień. Jednak każdego następnego ranka czy popołudnia okazywało się, że jest jeszcze tyle do zrobienia, tyle do zobaczenia dnia następnego… i następnego! Mieliśmy przecież poznać ich przyjaciół, kolegów z pracy, szefową! Żadnej z tych rzeczy nie planowaliśmy, tak wyszło! ;)
Było dużo radości, była nauka języka polskiego i hiszpańskiego przy piwie. Zwiedzaliśmy okolice i uniwersytet, na którym pracują nasi gospodarze. Pilnowaliśmy studentów na egzaminie, sprawdzaliśmy i ocenialiśmy ich prace domowe. Spotkaliśmy Norberta – Polaka, który studiował w Szczecinie, ożenił się z Honduranką i od kilku lat mieszka w La Ceiba.
Pewnego dnia wybraliśmy się do Muzeum Motyli i Innych Insektów wypełnionego setkami wysuszonych eksponatów. W kilku szklanych klatkach biegały lub pełzały również żywe stworzenia – pająki, karaluchy, skorpiony. Niektóre okazy obejrzeliśmy z bliska, z bardzo bliska… Łukasz pozwolił nawet ogromnemu, włochatemu pająkowi pospacerować po swoim ramieniu, plecach i karku! Uuuuaaa!!
Każdy wieczór mijał nam na rozmowach, opowieściach, wygłupach, smakowaniu honduraskiej kuchni. Pewnego wieczoru, relaksując się przy drinku w nadmorskiej knajpie w towarzystwie wykładowców w wcześniej wspomnianego uniwersytetu, rozmyślaliśmy o Hondurasie, o słońcu i plaży, na której właśnie jesteśmy. Wszyscy wznosili toasty za szczęśliwą podróż dwójki Polaków. Jacky, jak zwykle roześmiana od ucha do ucha, spojrzała na mnie i powiedziała coś, co już wcześniej krążyło po mojej głowie:
-
Ewelinka, największym skarbem La Ceiba są ludzie!
- Tak, właśnie tak! – przytaknęłam.
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz(
www.przebisniegi.com)
INFORMACJE PRAKTYCZNE: wstęp do Muzeum Motyli i Innych Insektów w La Ceiba – 75 lempiras/os