Cóż za niespodziankę zgotował los Przebiśniegom? Posłuchajcie!
Miało być tak: -
Zapowiada się fantastycznie! Musicie z nami pojechać! – namawiam Jaimego na kilkudniową wycieczkę na wyspy Cayos Cochinos, gdy ten kończy właśnie negocjacje z jednym z mieszkańców Nueva Armenia. Za niewielkie pieniądze szczupły, uśmiechnięty przedstawiciel ludu Garifuna ma nas zabrać na Chachauate – jedną z wysp archipelagu.
-
Jeśli tylko szefowa zgodzi się zwolnić mnie z pracy w sobotę, jedziemy! – przytakuje Jacky.
-
Jedziemy razem! – wtóruje Łukasz.
Wyszło tak:Ni stąd ni z owąd nasi gospodarze otrzymują ofertę darmowej, jednodniowej wycieczki do Belize na malownicze wysepki położone na Morzu Karaibskim. Jedna z ich znajomych nie mogła pojechać na organizowany właśnie study tour dla branży turystycznej, więc oddała tę możliwość Jaimemu i Jacky. Niestety, podróż do Belize miałaby się odbyć tego samego dnia, w którym planowaliśmy wspólny wyjazd na wyspy Cayos Cochinos. Pojawia się dylemat. Belize czy Cayos Cochinos? Przełożyć wspólną wycieczkę na kolejny weekend? Zostać w Hondurasie jeszcze tydzień, czekając na naszych latynoskich przyjaciół?
-
Gdybyście chcieli z nami pojechać do Belize, musielibyście zapłacić 110 dolarów od osoby – informuje Jaime. –
Właśnie rozmawiałem z pośrednikiem.
- Oj! To nie na naszą kieszeń!Szefowa odmawia Jacky urlopu na kolejną sobotę. Nie chcąc, aby nasi gospodarze stracili niepowtarzalną okazję zobaczenia rajskich wysepek, namawiamy ich gorąco do skorzystania z nadarzającej się oferty.
-
Wycieczka rozpoczyna się w Omoa – planuje Jaime. –
Pojedziemy tam we czwórkę. Pozwiedzacie miasteczko i poczekacie na nas. Wrócimy po około 6-7 godzinach.
- Super! – podsumowujemy jednomyślnie.
A skończyło się tak:Po blisko czterogodzinnej podróży samochodem docieramy do Omoa. Żegnamy Jaimego i Jacky, życząc im jak najlepszych wrażeń z wycieczki do nowego państwa. Siadamy niedaleko nad brzegiem morza, zagryzając przygotowane wcześniej kanapki. Uczestnicy study tour, pozapinani już w kamizelki ratunkowe, czekają cierpliwie na początek wycieczki, jednak, jak to często w Hondurasie bywa, wszystko dzieje się „mañana” (czyli z dużym opóźnieniem). ;)
-
Wiesz, ja mam takie przeczucie, że my z nimi popłyniemy dzisiaj na te wysepki – mówi Łukasz.
-
Ja mam podobne przeczucie. Już wczoraj… – opowiadam.
-
Współorganizatorka tej wycieczki mówi, że jeśli zapłacicie 500 lempiras (25 dolarów) do osoby, możecie jechać z nami! – ni z gruszki ni z pietruszki za naszymi plecami pojawia się Jacky.
-
Co?! – podsłuchuje Jaime. –
To ja zapłacę, nie martwcie się! Jedziemy we czwórkę!
- Nie, Jaime! Nie!Pojechaliśmy.Pędzimy przez Morze Karaibskie niewielką łódką motorową w towarzystwie jeszcze kilku innych młodych ludzi. Łódka uderza o fale z takim impetem, że momentami podskakujemy do góry, po czym upadamy z hukiem na drewniane ławki. Po blisko półtoragodzinnej przeprawie przez morze naszym oczom ukazuje się kilka niewielkich wysepek usypanych z białego piasku, z kołyszącymi się na wietrze palmami. Odwiedzamy trzy z nich. Pomiędzy wyspami Łukasz ogląda rafę koralową podczas snorkelingu. Pływamy w turkusowym Morzu Karaibskim w naturalnych „basenach” – płyciznach położonych kilkadziesiąt metrów od brzegu jednej z wysp. Po raz pierwszy od dwóch miesięcy jemy rybę. Próbujemy też owoców morza, popijając wszystko wszędobylską coca-colą. Jest bajkowo, słonecznie i potwornie gorąco!
Dzisiaj po raz pierwszy płynęłam łodzią na otwartym morzu. Teraz łatwiej mi zrozumieć ludzi, których uzależnia ta wszechogarniająca przestrzeń, spokój i majestat oceanu. Czułam się wyjątkowo swobodnie, podobnie jak podczas wędrówki na pierwszy w życiu dwutysięcznik w rumuńskich Fogaraszach. I mimo, że później było więcej gór, wyższych gór… ta wędrówka pozostaje niezapomniana…
Z powrotem do Omoa docieramy tuż przed wieczorem. Nocujemy w San Pedro Sula u przyjaciela Jaimego, zdobywając tym samym nowego kolegę, tym razem z Kolumbii. :)
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz(
www.przebisniegi.com)