Wypływamy z samego rana.
Początkowo lawirujemy między jachtami i dużymi statkami zakotwiczonymi u ujścia Kanału Panamskiego. Wkrótce jednak znajomy półwysep znika nam z oczu, a po kilku godzinach spokojnej żeglugi docieramy do archipelagu Las Perlas. Kapitan Francois wydaje nowej załodze pierwsze rozkazy:
-
Wypatrujcie płycizn i skał wystających znad wody! Musimy być bardzo ostrożni między wyspami!Rozglądamy się uważnie, wytężając wzrok. Ani śladu niebezpieczeństwa!
Wybieramy jedną z bezludnych wysp archipelagu i zakotwiczamy jacht niedaleko jej brzegu. Wysłużonym już pontonem podpływamy na piaszczystą plażę. Spędzamy tam kilka godzin, aż słońce powoli zaczyna ustępować nocy.
Ogromne fale uderzają o brzeg! Czasem woda wdziera się tak daleko, aż dosięga palm i krzewów, rosnących w głębi wyspy! Uaaaaa! Chwila nieuwagi... i już jesteśmy w połowie mokrzy! Francois zrywa dla wszystkich kilka kokosów, podczas gdy Elizabeth i Lole wybierają z piasku kolorowe muszelki. Łukasz wypatruje pod drzewem dwa fioletowo-czerwone kraby, więc chwytam za aparat i pędzę do niego co sił w nogach!
Wieczorem, po kolacji, pływamy dla ochłody w oceanie. :)
Rankiem wyruszamy na ponowną eksplorację bezludnej plaży. Potężne fale dawno już ustąpiły spokojnym wodom oceanu, odsłaniając przed nami zupełnie inny świat. Pas piasku urósł ponad dwukrotnie, ukazując nowe oblicze malowniczej plaży. Z wody co chwilę wystają ostre skały, o których istnieniu jeszcze wczoraj nie mieliśmy pojęcia. Słońce świeci wysoko, ogrzewając wszystko dookoła. Obchodzimy jeden koniec wyspy. Skaczemy po wyschniętych na słońcu skałach. Obserwujemy pelikany polujące na śniadanie lub, zwyczajnie, siedzimy pod palmami. Wokół nas spacerują kraby, krabiątka, a gdzieś pomiędzy krzewami przebiega zielona iguana.
-
Mieliśmy bardzo przyjemny poranek – przyznaje później Francois.
-
Tak, wyjątkowo przyjemny!Wkrótce płyniemy na inna wyspę, tym razem zamieszkałą. W malutkiej miejscowości Pedro González na próżno pytamy o możliwość zakupienia ananasów, z których później Elizabeth mogłaby upiec ciasto.
-
Nie, ananasy potrzebują jeszcze trochę czasu – mówi miły, czarny mieszkaniec wioski i, wskazując palcem na niewielkie drzewo niedaleko, dodaje: –
Ale mamy dojrzałe limonki!Miejscowe dzieci pokazują nam całą najbliższą okolicę. Nie ma tego dużo – kilka ulic spalanych wciąż bezlitosnym słońcem, niewielki park, plaża pełna kolorowych muszelek i plastikowych odpadków. Pomiędzy palmami i krzakami spacerują dumnie koguty z obskubanymi z piór nogami, przygotowywane pieczołowicie do kogucich walk. Dorośli mieszkańcy Pedro González, schowani przed słońcem na betonowych gankach swoich domów, również przyglądają się nam z ciekawością. Mały chłopczyk żuje coś w buzi. Żuje i żuje... Po chwili na jego ręce ląduje prezerwatywa. ;)
Dzieciaki pokazują nam iguany, które niedawno złapały w lesie, a teraz niosą do domu, by je odpowiednio przyrządzić i zjeść ze smakiem.
-
Nie jedamy iguan w Polsce – tłumaczę maluchom. –
Kotlety schabowe, taaak!
- ???
- I ziemniaki, i jabłka...
- Aaaa... – słuchają grzecznie, po czym komentują między sobą.
Wkrótce żegnamy archipelag Las Perlas i płyniemy na otwarty ocean.
-
Wieloryby! Wieloryby albo delfiny! – krzyczy Elizabeth.
Podrywamy się wszyscy na równe nogi, wpatrując się we wskazane przez nią miejsce. Oczarowani, patrzymy, jak gdzieś w oddali przed nami gromadka wielorybów bawi się w najlepsze, co rusz wyskakując nad powierzchnię wody, tryskając małymi fontannami, po czym chowając się pod wodę, by za chwilę znów pojawić się gdzieś w okolicy! Niesamowity spektakl!
-
Ten widok chyba nigdy mi się nie znudzi – wzdycha Elizabeth.
Słońce powoli zbliża się do linii horyzontu, miejscami nadając niebu soczyste, różowo-pomarańczowe kolory. Łukasz siedzi na skraju łódki, łowiąc ryby. Wokół tylko cisza, spokój i ocean – ogromna, niemal płaska przestrzeń...
-
Spróbujcie teraz trochę odpocząć – radzi kapitan Francois. –
Dzisiaj czeka was pierwsza nocna wachta. Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz(
www.przebisniegi.com)