Zanim trafiliśmy wczoraj do domu Robina, ten pokazał nam kilka najciekawszych miejsc w Iquitos – Plac Broni wyznaczający centrum miasta i przyczółek najdroższych, turystycznych knajpek i hosteli, szpital popadły w ruinę, Żelazny Dom zaprojektowany przez pana Eiffla, turystyczny deptak wzdłuż wybrzeża Río Itaya i dzielnicę pływających domów, które faktycznie jeszcze kilka miesięcy temu pływały na rzece podczas największej od lat powodzi, a teraz spoczywają bezpiecznie i sucho na kilkumetrowych, drewnianych palach wystających z błota.
Wycieczka po centrum Iquitos zajęła nam zaledwie pół godziny.
Dziś znów siedzimy na drewnianej ławce na Placu Broni, podgryzając potrawkę z ryżu i mięsa, zakupioną wcześniej na pobliskim rynku.
Obserwujemy miasto.
Wokół dziesiątki mototaksówek i motocykli pędzą we wszystkich kierunkach! Nie słychać niczego oprócz przeciągłego, głośnego ryku silników!
Miejscowi przelewają się leniwie z kąta w kąt pomiędzy ulicami miasta. Na plastikowych krzesełkach lub drewnianych ławeczkach siedzą uliczni sprzedawcy, kuszący owocami z dżungli, przekąskami domowej roboty lub kolorowymi gadżetami, których tak naprawdę nikt nie potrzebuje. Gdzieniegdzie przemknie jakiś turysta w szortach, poszukujący co lepszej agencji podróży organizującej wycieczki do dżungli. Szare budynki wyrastają obok dziurawych chodników. Zapuszczone. Zakurzone. Wszytko w Iquitos wydaje się pływać w jakimś odcieniu szarości... Inne! Szare i głośnie! Takie właśnie wydało nam się to miejsce po raz pierwszy...
Wczesnym popołudniem zatrzymujemy jedną z mototaksówek i po krótkich targach pędzimy już daleko poza centrum miasta. Wysiadamy na piaszczystej ulicy pod drewnianymi drzwiami w wysokim murze z cegły.
Pukamy.
-
Zastaliśmy Davida? – pytamy grzecznie szczupłą dziewczynę, która otwiera drzwi, po czym z dużym zaskoczeniem zaczyna nam się przyglądać. –
Jesteśmy z couchsurfingu˟!-
Ah, tak... – mamrota trochę bez życia. –
Wejdźcie, proszę. Rebeki i Davida nie ma w domu. Niedługo powinni wrócić. Poczekajcie tutaj – i wskazuje nam miejsce w rogu ceglastego muru, nad którym rozciąga się spory daszek, chroniący przed słońcem, pod nim stoi kanapa, fotel i nieduży stolik, a na jednej ze ścian widnieje czerwono-zielone logo „
couchsurfing”.
-
Fajne! – przytakujemy zgodnie.
Wieczorem pomagamy naszym gospodarzom w kuchni. David biega z miejsca na miejsce, krojąc szczypiorek, mieszając jakieś sosy, dolewając oliwy na patelnię... Biały, szeroki uśmiech nawet na moment nie znika z jego twarzy. Rebeca przygląda się wszystkiemu z boku, przyklaskując co chwila z radością. Obok stoi Aaron, backpacker z USA, obserwując całą scenę ze stoickim spokojem.
-
Co to? Co to?! A to? – pytam co chwilę na widok nowego specyfiku lądującego na dużym talerzu.
David opowiada po kolei o każdym tajemniczym składniku przygotowywanego dania. Cała rozmowa toczy się w języku hiszpańskim i mimo, że nie rozumiemy wszystkiego dokładnie, jest to dla nas świetna lekcja!
-
Gotowe! – stwierdzają w końcu nasi gospodarze. –
Smacznego! Po pokoju roznosi się pyszny, kuszący zapach. Zasiadamy do stołu.
-
I jak smakuje wam mój kajman?! – dopytuje się David.
-
Wybornie! Pyszny! – wybuchamy chórem.
-
Jutro na kolację również poproszę kajmana! – rzucam żartem.
-
Nie ma sprawy! – David w lot chwyta mój pomysł i już snuje plany co do jutrzejszego wieczoru.
Tej nocy zasypiamy z brzuchami pełnymi pyszności rodem z amazońskiej dżungli, naładowani niesamowitą energią i radością płynącą od naszych gospodarzy.
Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Łukasz(
www.przebisniegi.com)
˟couchsurfing – strona internetowa, dzięki której można znaleźć użytkowników oferujących nocleg we własnym domu lub zaoferować darmowe zakwaterowanie, www.couchsurfing.org