Geoblog.pl    przebisniegi    Podróże    PRZEBIŚNIEGI w podróży dookoła świata    Uważaj na siebie, gringita!
Zwiń mapę
2012
10
paź

Uważaj na siebie, gringita!

 
Boliwia
Boliwia, Cochabamba
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20095 km
 
Wygramoliwszy się z wnętrza niewielkiej gondoli, którą dotarłam na punkt widokowy nad miastem Cochabamba, natychmiast trafiłam wzrokiem na ponurą tablicę przykręconą do kamiennego muru.

„Nie stań się ofiarą przestępców” – przeczytałam.

Podniósłszy głowę dojrzałam pomiędzy drzewami białą postać Jezusa Chrystusa, wznoszącą ręce wysoko ponad milionową metropolią.

„Nie schodź po schodach” – ostrzegała dalej tablica.

Majestatyczny, boliwijski posąg Chrystusa liczy sobie 34,2 m wysokości (razem z piedestałem 40,44 m), czyli więcej niż ten najbardziej znany na świecie – pomnik Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janeiro (30 m; wraz z postumentem 38 m), jednak mniej od figury Chrystusa Króla w polskim Świebodzinie (36 m wraz z 3-metrową, pozłacaną koroną). Na szczyt wzniesienia, na którym postawiono ów monument, można wjechać taksówką, gondolą (teleférico) lub wdrapać się po setkach schodów.

- Bilet na teleférico w dwie strony? – zapytała miła Boliwijka w kasie u podnóża „jezusowej” góry.
- Może teraz pojadę teleférico, a wrócę po schodach? – rozmyślałam na głos.
- Nie! Tylko nie po schodach! – wypaliła kobieta. – To niebezpieczne!
- Nawet w środku dnia? – odparłam zdziwiona. – Czytałam, że wieczorami jest tam niebezpiecznie, ale teraz?!
- W ciągu dnia też jest niebezpiecznie! Ostatnio banda delikwentów zatłukła tam jakiegoś chłopaka, ot tak, za dnia! Nie idź tamtędy, gringita! To niebezpieczne miejsce!

Przełknęłam nerwowo ślinę, kupiłam bilet na teleférico w obie strony, a myślami wróciłam na chwilę do La Paz i wydarzeń sprzed kilku tygodni.


- W telewizji mówili, że od dynamitu zginął jakiś przechodzień na ulicy – opowiadał Léo, który tego samego dnia był świadkiem strajku boliwijskich górników, maszerujących w tłumnych pochodach na ulicach miasta, organizujących blokady dróg i wyrzucających w powietrze głośne „dynamitowe fajerwerki”. – Widziałem laski dynamitu na rynku. Tutaj to można kupić bez najmniejszego problemu. Górnicy używają dynamitu do rozsadzania skał w kopalniach…



W trakcie samotnych spacerów po mieście, w hostelu, w podmiejskim autobusie zawsze znalazł się ktoś ciekawy podróżującej w pojedynkę gringa, która tak, jak miejscowi, korzystała wciąż z tanich, ulicznych barów z jedzeniem, lokalnego marketu z owocami, warzywami, mięsem czy z kolejek do publicznej toalety.

- Nie boisz się tak sama? – zapytał ktoś w drodze z Sorata do La Paz.
- Chyba nie… – odparłam. – Tak naprawdę, to nigdy o tym nie myślałam w ten sposób… Po prostu wiem, że wielu rzeczy sama zrobić tutaj nie mogę…

Nie mogłam i nie chciałam, bo było za dużo do stracenia! Zbyt wielu osobom obiecałam trzymać się z daleka od kłopotów! I tak, nie wsiądę więcej sama w autostop, nie pójdę sama na kilkudniowy trekking w góry… Nie zrobię tego i tamtego, choć wiele innych osób z pewnością postąpiłoby inaczej, może mnie ostrożnie?

„Ameryka Łacińska potrafi być niebezpieczna dla samotnych Europejek” – słyszałam zewsząd od mieszkańców La Paz i jeszcze wielokrotnie później…

- Wie pan – opowiadałam jednemu Aymara, który jadł tę samą zupę co ja, przy tej samej drewnianej ławce w wielkim, chaotycznym markecie, – ja już sporo świata widziałam i tylko tutaj, w Ameryce Łacińskiej, ludzie, z którymi rozmawiam na ulicy, kiedy się ze mną żegnają, to zawsze mnie przed czymś ostrzegają…?!
- Hehe!
- Życzą szczęśliwej podróży i potem zawsze dodają, żebym uważała na złodziei, fałszywych policjantów, kieszonkowców, bandytów!
- My ogólnie jesteśmy dobrzy ludzie – mówił Indianin. – Ale wiesz, nawet najlepszemu człowiekowi zdarzy się czasem pomyśleć i zrobić coś złego. Zwłaszcza, jak widzi samotną, białą dziewczynę!


- Uważaj na siebie!
- Miej oczy szeroko otwarte i nie ufaj nieznajomym nawet wtedy, jak się do ciebie ładnie uśmiechają!
- … zwłaszcza jak się uśmiechają!
- Uważaj na złodziei!
- Zawsze pilnuj portfela!

Uff! Ileż można słuchać tych ostrzeżeń?!


Raz stałam na środku brukowanej ulicy, przy straganach z warzywami, gdy wtem znów ktoś zawołał:
- Hej tam! Uważaj!
- Co?!
- Uważaj, gringita, uważaj! – usłyszałam tuż obok.

Podniosłam wzrok. Zobaczyłam młodego chłopaka biegnącego prosto na mnie. Za nim leciała, jak z procy, dwójka umundurowanych policjantów, krzyczących: „Łapać złodzieja!”. Chłopak zbliżał się do mnie z zawrotną prędkością! Uwięziona pomiędzy stoiskami, nie miałam wiele miejsca ani czasu na reakcję! Zdążyłam tylko zrobić krok w bok, zanim ten dobiegł do mnie, odepchnął mnie gwałtownie rękoma i… niefortunnie zaczepił o mojego buta trekkingowego! Wywinął takiego „orła w powietrzu”, trzaskając przy tym z takim z impetem o brukowaną uliczkę, że przez moment… przez ułamek sekundy targały mną najszczersze wyrzuty sumienia! Chłopak zdążył tylko jęknąć z bólu, nim dopadła go dwójka umundurowanych! W tym samym czasie ja wpadłam głębiej w stragan z warzywami, nabijając sobie kilka siniaków…


W Cochabambie, położonej na wysokości około 2600 m n.p.m., słońce rozleniwiało do granic możliwości. Zmęczona upałem snułam się po ulicach miasta, popijając co chwilę zimny sok z wyciśniętej pomarańczy czy świeże owoce, zakupione u Indianek handlujących „po kątach”.

Ulice były zdecydowanie ładniejsze, czystsze i cichsze od tych, które znałam z La Paz. Chodniki wydawały się szersze i mniej oblężone przez ulicznych sprzedawców, miejskie place zieleńsze i spokojniejsze. Brakowało też tłumu miejscowych Indian, wystrojonych w tradycyjne stroje. Duża część mieszkańców Cochabamba nosiła się zwyczajnie – w dżinsach, T-shirtach, koszulach lub kolorowych swetrach.

Czas przelewał się leniwie w ciepłym słońcu…

Po raz kolejny nogi zaprowadziły mnie do miłej, pulchnej Indianki, przyrządzającej sałatki owocowe na lokalnym rynku. Lubiłyśmy ucinać sobie krótkie pogawędki.

- Sama jesteś, kochanieńka?
- No sama…
- Hmm, smutne… – dumała kobiecina. – Gdzie teraz jedziesz?
- Do Santa Cruz, a potem jeszcze dalej na północ – ciągnęłam. – A pani to długo tak pracuje każdego dnia? Ile godzin?
- Oj, maleńka, od rana do wieczora! – skarżyła się Indianka. – Ale w niedzielę tylko do południa!
- Tak długo… – wyszeptałam smutno, po czym dodałam, tak jakby na pocieszenie: – A wie pani, że te sałatki owocowe są sławne?! Każdy turysta, podróżujący po Boliwii wie, że w Cochabamba można zjeść pyszną sałatkę owocową!
- Naprawdę?!
- Aha!
- A skąd ty tu do nas przyjechałaś, co? – zagadywała dalej, a czas płynął przyjemnie wśród krótkich opowieści o dalekim kraju nad Wisłą, w którym ludzie żyją inaczej, nie mając na przykład w zwyczaju żucia liści koki.
- U nas w Polsce nie można kupić świętych liści na rynku – tłumaczyłam.
- Nie?! A to dlaczego?!
- Oj, to długa historia… – zaczynałam kolejną opowieść.
- Uważaj na siebie, gringita! W Santa Cruz strasznie kradną! – przestrzegała na koniec Indianka.
- Obiecuję, że będę uważać! Do zobaczenia!
- Do zobaczenia, kochaniutka!

I obdarzywszy się szczerym uśmiechem, na powrót każda z nas zanurzyła się w swoim własnym świecie, tak odległym od siebie nawzajem…


Tekst: Ewelina
Zdjęcia: Ewelina

(www.przebisniegi.com)

˟gringita – zdrobnienie od gringa, czyli żeńskiej odmiany gringo ;)

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

nocny autobus semi-cama firmy Mopar z La Paz do Cochabamba – 30 boliviano/os (bardzo wygodne i szeroko rozkładane fotele!)
nocleg w hostelu Residencial Familiar w Cochabamba – 50 boliviano/pokój jednoosobowy z łazienką na korytarzu (brzydki pokój bez okna; brudne toalety i kuchnia; darmowe wi-fi, jednak częste problemy z siecią – nie polecam!)
teleférico na wzgórze ze statuą Jezusa Chrystusa (Cristo de la Concordia) – 8 boliviano/w dwie strony
sałatka owocowa na lokalnym rynku – 6 boliviano
świeży sok z wyciskanych pomarańczy, zakupiony „na ulicy” – 2,5-3,5 boliviano/półtora kubka
przechowalnia bagażu na dworcu autobusowym w Cochabamba – 6 boliviano/1 bagaż



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (31)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
marianka
marianka - 2013-02-06 12:43
Urocze przecięcie się dwóch, tak odległych światów... No i sałatka owocowa - pierwsza klasa (muszę takie zaproponować u mnie w pracy hihi;))!!
 
wnieznane
wnieznane - 2013-02-07 09:33
Wszedłem żeby coś napisać i zapomniałem... aha już wiem! Uważaj na siebie Gringita! :)
 
marianka
marianka - 2013-03-19 20:11
A co było dalej?;)
 
przebisniegi
przebisniegi - 2013-03-27 18:50
marianka: Już jest ciąg dalszy!!! :D
Niestety, przy obecnym trybie podróżowania, tj. autostopie, Internet to rzadkość a i czasu niewiele, żeby usiąść do bloga... cierpliwości, powolutku, powolutku i opowiemy jak było ;p
 
 
przebisniegi

Łukasz Szubiński & Ewelina Grymuła
zwiedzili 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 172 wpisy172 278 komentarzy278 3753 zdjęcia3753 8 plików multimedialnych8